Przejdź do głównej zawartości

Posty

Rocznica napaści Rosji na Ukrainę

Dziś rocznica zbójeckiej napaści Federacji Rosyjskiej na Bogu ducha winną Ukrainę. Znaczy, niektórzy tak twierdzą. O tej niewinności. Z tym zbójectwem zresztą też różnie bywało. Tak czy inaczej, wojna trwa. Masa ludzi ginie, masa nieszczęść z tego wszystkiego. I co? Było warto? Czy było warto napadać na Ukrainę? Nie było warto. Nie ma szans. Żadna wojna nie ma sensu. Nigdy nie warto walczyć. Ludzie inteligentni zawsze będą umieć się dogadać. Tylko dzicy nawołują do agresji. Kogo obnażyła operacja specjalna? Ci, co mieli przegrać, bo oto okazali się mieć gliniane nogi, dalej na nich stoją. W dodatku stanęli mocno tam, gdzie chcieli i nie mają się zamiaru stamtąd ruszyć. Wykazują się w dodatku niespotykaną, niezrozumiałą wręcz cierpliwością, przełykając niekończące się zniewagi i przymykając oczy na prymitywne prowokacje. Ci, co mieli już kilkukrotnie wygrać, też, póki co stoją, choć nogami przebierają jakby mniej dziarsko. Chyba że uciekając przed przymusowymi łapankami, bo stan uzupełn

Miś 2.0: Bareja a sprawa serbska

“Miś” Stanisława Barei to niezapomniane arcydzieło absurdu. Film, który do dziś bawi miliony widzów. Mniej zrozumiały dla pokolenia Tik Toka i YouTuba, dla wielu starszych odbiorców słusznie zyskał miano kultowego. Dzisiaj ludzie patrzą na świat “Misia” jak na coś dziwnego i niezrozumiałego. Przeszłość, która śmieszy i urzeka egzotycznym absurdem, bo jest gdzieś tam, za nami. Przeminęła i już nie wróci. Często nie zdajemy sobie sprawy, że są jeszcze miejsca, gdzie nierealna rzeczywistość “Misia” jest codziennością. Pamiętacie scenę, w której Ochódzki przychodzi na lotnisko? Kłania się, mówi dzień dobry. Pani przy okienku nie reaguje, więc on znowu się kłania i daje jej kiełbasę. Wtedy dopiero zaczynają go słuchać. Mówi, że ma zarezerwowany bilet na samolot do Londynu. Kobieta, jedząc czekoladki, odpowiada, że “samolot do Londynu 11:05. Bilet od czterech minut jest przeceniony, jest 11:09”. Niedbale kładzie przed Ochódzkim na ladę otwarte pudełko z resztkami czekoladek. Dla niej rozmowa

"Matrix" Wachowskich: bracia czy siostry?

Wszystko zaczęło się od bzdurnego artykułu w Interii. Autorka już na samym wstępie napisała o “Matrixie” wyreżyserowanym przez siostry Wachowskie. Odniosłem się do tego. Odniosę się teraz ponownie. Nie dlatego, żeby się tłumaczyć. Nie myślę, że mam z czego. Dalej uważam, że “Matrixa”, a chodzi mi o oryginalną trylogię, stworzyli i wyreżyserowali bracia Wachowscy. Nie siostry. Niby nic. Taki spór o pietruszkę. Wachowscy, Larry i Andy, rzeczywiście byli kiedyś braćmi. Potem poddali się transformacji i stali się siostrami. Nie wiadomo, kiedy dokładnie przemienili się fizycznie, wiadomo tylko, kiedy się upowszechnili. Wieść gminna sięga głębiej, do mniej więcej roku 2000, choć w “The Matrix Reloaded” and “The Matrix Revolutions” (obydwa z roku 2003) w napisach końcowych dalej figurują jako bracia Wachowscy. Żeby było jasne. Nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś był sobie chłopcem, a potem stał się dziewczynką. Albo pingwinkiem, i jeśli ma takie życzenie, kazał na siebie mówić Pik-Pok. Całk

Urodzony fantasta

Jest to opowieść o tym, że rzeczywistość tworzy scenariusze nie gorsze, niż autorzy piszący fantastykę. Często równie przerażające. Co łączy projekt EctoLife z odbudową Ukrainy? Komu i po co tak naprawdę pomagamy? Dokąd to wszystko zmierza?  Zawsze lubiłem fantastykę jako gatunek. Nigdy nie uważałem jej za coś pobocznego, czy niegodnego, jak zdawali się sądzić niektórzy. Ci niektórzy dzielili literaturę na główny nurt, czyli to ambitne (ze wskazaniem na to, co im się podoba, albo co czytać akurat wypada) i całą resztę. Śmieszą mnie oni do dziś. Miłośnik fantastyki Swoją pierwszą “Fantastykę” kupiłem gdzieś na przełomie lat 1984/85. Już dokładnie nie pamiętam, kiedy dokładnie ani co w niej było. Wiem, że od tego momentu kupowałem miesięcznik regularnie. Nie było to w tamtych czasach łatwe, bo i nic wtedy łatwe nie było. Trzeba było się nabiegać po Chrzanowie, nierzadko odwiedzając kilkanaście kiosków po to tylko, żeby usłyszeć: “Już nie ma. Zresztą, nie zamawiamy tego dużo”. Złotym rozw

Objazd sentymentalny

Byłem w domu na Boże Narodzenie. Taki objazd sentymentalny. Czas napisać, co widziałem. Malutko będzie i krótko, nie ma co rozwlekać. Takie małe porównanie kilku różnych rzeczywistości. Wyjechaliśmy z Belgradu dwa dni przed świętami. Pobudka o trzeciej w nocy. Dwoma taksówkami trzeba było jechać, bo pięcioro z walizami inaczej nie pojedzie. Lot z przesiadką, bo większość lotów na trasie Serbia – Gdziekolwiek odbywa się z przesiadką. Szczęśliwi wy wszyscy, którzy mieszkacie w miejscach typu Londyn, skąd można wszędzie dolecieć szybko i wygodnie. My lecieliśmy przez Wiedeń, gdzie czekaliśmy na transfer cztery godziny. Inaczej do Krakowa się nie dostaniesz, bezpośrednie loty z Belgradu niestety tylko do Warszawy, więc albo przesiadka (kilka różnych opcji) albo pociąg relacji Warszawa Centralna - Kraków Główny (co przy trójce dzieci i mnogości walizek nie jest najlepszym rozwiązaniem). Transfer z Balic do Trzebini, gdzie mieszkają rodzice, był już czystą przyjemnością (tak tylko mówię, bo

Boże Narodzenie. Jak to pięknie brzmi

Choinka. Pasterka. Prezenty. Kolacja wigilijna. Boże Narodzenie. Przepiękne święta. Rodzinne i takie romantyczne. Kiedyś pełne trzeszczącego pod butami śniegu. Oto rodzi się Jezus, nasz Zbawiciel, który za mniej więcej cztery miesiące umrze na krzyżu. Przepiękna tradycja, która siedzi w nas, głęboko. I tylko od nas zależy, co z nią dalej zrobimy. Idzie Boże Narodzenie. Czas coś na ten temat napisać. Nie dlatego, że trzeba. Raczej wypada. Otóż życzę wszystkim czytającym szczęśliwych świąt Bożego Narodzenia. Wszystkiego najlepszego w gronie rodziny i przyjaciół. Nie życzę wam pieniędzy, bo pieniądze rzecz nabyta. Życzę spokoju. I zdrowia. I karpia smacznego, bo tak się kiedyś w Polsce czasem życzyło. Niedługo może nie będzie można tak mówić, bo według myślenia niektórych tak zwanych homo sapiens, Boże Narodzenie sprowadza cierpienie na karpie. Mnie bardziej martwi, że przeważnie sprowadzamy cierpienie sami na siebie, a to tych karpiowych aktywistów jakoś nie martwi. Nie będę się tym tera

Dzisiaj każdemu wolno krytykować

Internet to wspaniały wynalazek. Łączy ludzi. Dostarcza informacje i wiedzę. Dzięki niemu życie stało się takie proste. Jednocześnie jest kloaką nieczystości. Nie różni się niczym od szamba, do którego każdy może spuścić, co tylko mu się podoba. Nie dbając przy tym o nic, ani o nikogo. Czytam sobie doniesienia na znanym i popularnym portalu. Taka tam prasówka. Wojna, trupy, rakiety i kryzys w kraju. Nagle artykuł o Annie Lewandowskiej. Jak to gdzieś tam sobie wypoczywa, pewno po mundialowych emocjach. Pełno takich doniesień, to i człowiek kliknie czasem, mea culpa. Zwłaszcza że tytuł kusi. “Anna Lewandowska pokazała zdjęcie w bikini”. Czytam i oczom nie wierzę, że można takimi pierdołami komuś czas marnować. Potem czytam komentarze pod tekstem. I włos mi się jeży. Ta pierwsza Szczerze i między nami: kliknąłem tylko dlatego, żeby zobaczyć Lewandowską w bikini. Nie wstydzę się, każdy by kliknął. Stoi sobie koło białego leżaczka, starannie upozowana, lewa noga do przodu, wszystko ponapina

Katar 2022. Z czym do ludzi, chłopaki

Polska przegrywa z Argentyną trzeci mecz fazy grupowej podczas mundialu w Katarze. Mimo to przechodzimy dalej. Ogólna radość miesza się z lekkim niesmakiem. Niewiele pokazaliśmy. Czy zachowawcze ustawienie i brak animuszu wystarczą w fazie pucharowej? Na świeżo. Zakończył się właśnie mecz z Argentyną. Było, jak było. Z grupy wyszliśmy. Cieszyć się trzeba, ale... Przed nami Francja. Jakiś czas temu próbowałem opisać ( Euro 2020: mentalność petenta ) i delikatnie zdiagnozować problemy reprezentacji Polski, jakie rzuciły mi się w oczy tuż po niefortunnym występie na Euro 2020. Pamiętacie imprezę? Niewiele wtedy poskakaliśmy. Jeden punkt i ostatnie miejsce w grupie. Minęło trochę czasu i niestety, jak dla mnie przynajmniej, niewiele się w grze polskiej reprezentacji zmieniło. Jest to mniej więcej taka sama radosna kopanina i ciągle czegoś brakuje (“zabrakło świeżości, zawiodła taktyka”). Dalej na murawę wychodzi ten sam petent, który niczego nowego się nie nauczył. No, może jedna zmiana. D