Przejdź do głównej zawartości

Posty

Przenośne krematoria a stan umysłu

Jakiś czas temu rozmawiałem z kolegą w Anglii. Tak ogólnie mówiliśmy, także o tym, że w czasie II wojny światowej tylko Polacy i Anglicy od początku do końca walczyli z Niemcami, a cała reszta Europy od razu wymiękła. Znajomy uważał, że Polska powinna była być stroną na konferencjach Wielkiej Trójki. Za zasługi. Cóż, pewnie by nas wtedy nie wsadzili na minę i nie sprzedali. Z drugie strony, Stalin i tak by nam nie odpuścił. Nasze narodowe fobie  Rozmowa zeszła na narodowe fobie. Rodowity Anglik wiedział sporo, o dziwo. Nie tylko o tym, co dla Anglii zrobił Dywizjon 303, o którym już się teraz w angielskich szkołach nie uczy, ale też o naszej narodowej niechęci do Niemców i Rosjan. Dlaczego ich tak nie lubicie? Bo walczymy z nimi już od tysiąca lat, wyjaśniłem. Zawsze między jednymi i drugimi, zawsze napadani, Polska od samego początku hartowała się w ogniu ustawicznych wojen. Niemcy zawsze krzywo patrzyli na Słowian, a Ruscy, jak to oni, zawsze za dużo chcieli i krzywo patrzyli na wszy

Wielkanocne pierdoły

Święta przeszły. Jak co dzień robię prasówkę. Z przyzwyczajenia czytam najpierw o Ukrainie, choć walczą już długo i temat zaczyna powoli tracić swój medialny impet. Do tego Zełenski niektórymi swoimi wypowiedziami zaczyna drażnić coraz więcej osób. Jak to ostatnio napisała do mnie moja koleżanka Kasia, kurz wojenny opada. Czytam śmiało. Coś tam o Lewandowskim, zamieszki w Szwecji, Papież, cóż, ten pan coraz mniej składnie bełkocze. Jadę dalej. Zamiast wstać i odejść, zrobić coś z sensem, przewijam i klikam. Medialne ślimaki zaczynają powoli żreć mój mózg, ale zawsze jest nadzieja na znalezienie czegoś ciekawego. Zawodowe zboczenie. I oto wspaniałe zdjęcie, na którym widać cztery znane twarze. “Przepisy wielkanocne gwiazd. Tym zajadają się w święta”. No kliknę, myślę sobie. Lubię gotować, zobaczymy co ciekawego zajadają inni. Przyzwyczajony jestem, że na popularnych portalach artykuły często nie trzymają się kupy, że język połamany i składnia kulawa, ale jednak czasami kusi. Kiełbasa i

Nie lubię przeprowadzek

I wreszcie będzie o przeprowadzce. Przeprowadziłem się. Nienawidzę przeprowadzek. Robiłem to w życiu wielokrotnie i nigdy tego nie polubię. Moja mama zawsze mówiła, że remont jest gorszy niż wojna. Cóż, wiele osób na świecie mogłoby się z tym twierdzeniem nie zgodzić. Uważam zresztą, że przeprowadzka jest znacznie gorsza niż remont. Przeprowadzka to koszmar. Wiem, co mówię. Każdy kto doświadczył wie, co mam na myśli. Obłęd w oczach. Selekcjonowanie, pakowanie, wybieranie co ma pojechać, a co do kosza. Sprzątanie. I wreszcie całe to noszenie pudeł, paczek i worów, przewożenie. I tak dalej. Koszmar. Najlepsza część przeprowadzki to rozpakowywanie i ustawianie. Wtedy już wiadomo, że jest po wszystkim. Można się cieszyć, otworzyć wino, usiąść i spokojnie pomyśleć. Moje dwie najlepsze przeprowadzki  Ta pierwsza duża, pod koniec września 1992, to kiedy pojechałem z dworca Katowice Główne do stacji Warszawa Centralna, z jednym plecakiem i głową nabitą myślami o studiach w wielkim mieście. Mów

Żywot oligarchy

Oligarcha to dopiero ma życie. Luksusowe jachty, baseny, drogie samochody. Prywatne odrzutowce i prestiżowe imprezy. Znane osobistości na wyciągnięcie ręki, bo bogatego każdy chce znać. Życie, takie prawdziwe, musi mieć niepowtarzalny smak. Zajebiście niepopularny post  Będzie to post z gatunku takich, których życie zabawnie jest obserwować i obstawiać, ile dostaną “hejtów” (nie cierpię tego słowa). Kiedyś, dla jednego ze znanych portali napisałem tekst pod tytułem “Dwudziesty stopień zasilania”. Ogólnie mówił on o tym, jak w Anglii dużo wcześniej ostrzegają cię listownie, że będzie krótka przerwa w dostawie elektryczności. Zupełnie inaczej niż w dawnej Polsce, gdzie światło po prostu gasło i ludzie wyciągali z szuflad świeczki, a jak awaria trwała trochę dłużej, to chowali rzeczy z zamrażarki pod stertę pościeli. Fajny tekst, śmieszny. Z komentarzy wynikało, że mało kto go właściwie zrozumiał. Nawsadzali mi, że gówno wiem, że o Polsce zmyślam i że usłyszałem coś o dawnych czasach, ta

Inwazja na Ukrainę, czyli co mnie martwi

Martwię się. Tym, co się dzieje, tym co widzę. Wojny nie są potrzebne, bo niszczą, zamiast budować. Każdy to wie. Przynajmniej tak by się wydawało. Martwi mnie to, że nie rozumiem tej wojny Po co Putinowi Ukraina? Tam niewiele jest i od jakiegoś już czasu młodzi Ukraińcy tylko patrzyli, jak czmychnąć na Zachód. Niechże sobie Ukraina żyje swoim życiem, po co ją zaczepiać? Na co Rosjanom Donieck i Ługańsk? Żeby mogli pojechać sobie samochodem na wakacje na Krym? Przecież i tak do tej pory mogli, a węgla stamtąd ani nie potrzebują, ani nie chcą. Ukraina sama zresztą niechętnie przyjmie na swoje łono zbuntowane samozwańcze republiki. Tam już przed wojną wszystko było zdewastowane, a po 2014 Rosja wywiozła co tylko mogła. Naukowcy ostrzegają, że całe to osławione zagłębie węglowe wkrótce stanie się największym obszarem dotkniętym technogenną katastrofą, przy jakiej Czarnobyl to mały pikuś.  Nie wiadomo, jak się to wszystko dalej potoczy Świat cywilizowany ogłosił sankcje, Rosja odpowiedział

Wojna na Ukrainie i medialne ślimaki

Dzień, jak codzień. Wstaje człowiek rano i czyta doniesienia o wojnie. Ten powiedział, tamten oskarżył. Bomby spadły, ów nie dotrzymał, ówdzie zginęli ludzie. Piję poranną kawę i czytam te wszystkie newsy, dzień dwunasty, dzień czternasty. Dla mnie to normalka, bo codziennie i tak robię prasówkę, ot z przyzwyczajenia. Medialne ślimaki  Przeglądam popularne portale, choć zwykle skupiam się na jednym z nich. Nie ma po co przeglądać wszystkich. Wydarzenia są te same, tylko sposób podania troszkę się różni, stylistyka, zdjęcia. Jądro jest wspólne. Czytam o wojnie, potem najświeższe wiadomości się kończą, przeskakuję więc na co innego. Dużo jest tego “innego”. Niby wiem, jak to wszystko jest skonstruowane i jakimi prawami się rządzi, ale i tak mnie to wkurza. Temat przewodni, czyli to, co jest aktualnie na topie, plus wszystkie najnowsze doniesienia otoczone są przez całą masę medialnych ślimaków. Ślimak, definicja własna  Coś małego, głupiego i bezmyślnego. Niby powolne, niby niegroźne, al

O wojnie słów kilka

Dzień dobry po dłuższej nieobecności. Obiecywałem poprawę, ale póki co, niewiele z niej wyszło. Cóż, wypada obiecać kolejną i mieć nadzieję na lepsze jutro. Miałem napisać fajny kawałek o przeprowadzce, a tu wojna. Wychodzi, że wypada napisać najpierw o wojnie. Rosja zaatakowała Ukrainę. Jesteśmy świadkami inwazji na pełną skalę. Niektórzy się tego spodziewali, ja nie do końca. Kilka tygodni machania szabelką i srożenia się przy granicach Ukrainy przekonało mnie, że nic się nie stanie. Nie tak zaczyna się wojnę (“Nad Bałtykiem rozpostarli swoje skrzydła ludzie z Marsa, atakować w taki sposób to jest jedna wielka farsa”). Po co dawać przeciwnikowi czas na dozbrojenie, na przygotowania? Znacznie lepiej ogłosić oficjalne manewry przy granicy, uzbroić kogo trzeba i napaść z nienacka. Dlaczego ktoś miałby kusić los i prowokować nieładne dyskusje na międzynarodowym forum? Putin w końcu zaczął wojnę. Zaskoczył wielu i zaśmiał się w nos dokładnie wszystkim. 24 lutego 2022 Inwazja zaczęła się w

Tempus non fugit

Oto siedzieliśmy sobie w Boże Narodzenie. Całą rodziną, jak Bóg przykazał. Ja i żona, obydowje mieliśmy urlop, tych pięknych kilka dni spędzonych wspólnie, dzieci razem z nami. Mieliśmy naprawdę udane, fajne i leniwe święta.  Kiedyś inaczej bywało. Rodzina przyjeżdżała. Nie było tak znowu źle. Czekaliśmy na to przez większą część roku i zwykle bawiliśmy się dobrze. Fakt, że oni zwykle bawili się lepiej niż my. Dlaczego? Gość się gości a gospodarz pości. Trzeba znosić siaty z zakupami, toczyć beczki z alkoholem, gotować, sprzątać, zabawiać. Kto tego nie zna? Do tego wszystkiego praca, gdzie nie zawsze dali urlop, dzieci. Wszystko to razem sprawiało, że święta były raczej, jak się to mówi, w biegu.  Skromna Wigilja  W zeszłym roku nikt nie przyjechał, bo covid. W tym roku też się jakoś nie wybrali. Siedzieliśmy sami. Ja miałem tydzień urlopu, żona prawie tyle samo, dzieci na half termie i tak nigdzie nie wychodziły. Zrobiliśmy zakupy. Miały być nieduże, co przyrzekamy sobie solennie na k

Opowieści Wigilijne

Znowu Boże Narodzenie. Wypada coś napisać. Zawsze coś wypada, albo trzeba. Znowu trzeba znosić te wszystkie siaty z zakupami, ubierać choinkę i warzyć potrawy z kapusty. Piec placki. Potem trzeba się obżerać przez kilka dni. Koniecznie odwiedzić krewnych, których odwiedzić wypada. I po co to wszystko? Tradycja  Tradycje, takie jak Boże Narodzenie, stanowią, mówiąc bardzo pompatycznie, o naszej przynależności do danego kręgu kulturowego. W trochę mniejszej skali, stanowią o naszej narodowej tożsamości. A mówiąc zupełnie po ludzku, w dużym stopniu definiują to, kim jesteśmy. Na całym świecie chrześcijanie obchodzą narodziny Jezusa, mniej więcej w tym samym czasie. W Polsce ludzie zasiadają do Wigilii i łamią się opłatkiem. Każda rodzina przechodzi przez swój własny zestaw rytuałów, którymi nasiąkamy za młodu i które zabierzemy ze sobą do grobu. Po drodze przekażemy je następnym pokoleniom, często nieświadomie. Dom rodzinny  W moim domu rodzinnym na kolacji wigilijnej pojawia się tajemnic

Czas na zmiany

Czas na zmiany. Dosłownie i w przenośni. Sporo się u mnie teraz dzieje. Czasami nie ogarniam. Zacząłem tego bloga w określonym celu i miałem plan. Niestety, życie zazwyczaj weryfikuje nasze plany. Często w dość bolesny sposób. Przyznam, że ostatnio zaniedbuję pisanie. Publikowanie nowych postów przychodzi mi z coraz większym trudem. Dlaczego? Otóż, jak już wspomniałem, sporo się dzieje. Gdy za dużo na talerzu, czasami ciężko zdecydować, co dziabnąć najpierw. Początkowo miałem pisać jeden artykuł na miesiąc, co i tak wydawało mi się za mało, a tymczasem słabo się wyrabiałem. Zacząłem kilka innych rzeczy i czasu po prostu zabrakło. Życie, dzieci, praca, pisanie kilku rzeczy na raz, absorbujący kurs w collegu, wszystko to pięknie, ale kiedy to wszystko robić? Skończyło się na tym, że na pisanie zostały mi dwie marne godziny nocne, zwykle od północy do drugiej nad ranem, co zaowocowało chronicznym niedospaniem. Efekt? Marny. Typowa ryba   Ten blog do moje dziecię. Zasługuje na więcej i pos