Przejdź do głównej zawartości

Posty

Inwazja na Ukrainę, czyli co mnie martwi

Martwię się. Tym, co się dzieje, tym co widzę. Wojny nie są potrzebne, bo niszczą, zamiast budować. Każdy to wie. Przynajmniej tak by się wydawało. Martwi mnie to, że nie rozumiem tej wojny Po co Putinowi Ukraina? Tam niewiele jest i od jakiegoś już czasu młodzi Ukraińcy tylko patrzyli, jak czmychnąć na Zachód. Niechże sobie Ukraina żyje swoim życiem, po co ją zaczepiać? Na co Rosjanom Donieck i Ługańsk? Żeby mogli pojechać sobie samochodem na wakacje na Krym? Przecież i tak do tej pory mogli, a węgla stamtąd ani nie potrzebują, ani nie chcą. Ukraina sama zresztą niechętnie przyjmie na swoje łono zbuntowane samozwańcze republiki. Tam już przed wojną wszystko było zdewastowane, a po 2014 Rosja wywiozła co tylko mogła. Naukowcy ostrzegają, że całe to osławione zagłębie węglowe wkrótce stanie się największym obszarem dotkniętym technogenną katastrofą, przy jakiej Czarnobyl to mały pikuś.  Nie wiadomo, jak się to wszystko dalej potoczy Świat cywilizowany ogłosił sankcje, Rosja odpowiedział

Wojna na Ukrainie i medialne ślimaki

Dzień, jak codzień. Wstaje człowiek rano i czyta doniesienia o wojnie. Ten powiedział, tamten oskarżył. Bomby spadły, ów nie dotrzymał, ówdzie zginęli ludzie. Piję poranną kawę i czytam te wszystkie newsy, dzień dwunasty, dzień czternasty. Dla mnie to normalka, bo codziennie i tak robię prasówkę, ot z przyzwyczajenia. Medialne ślimaki  Przeglądam popularne portale, choć zwykle skupiam się na jednym z nich. Nie ma po co przeglądać wszystkich. Wydarzenia są te same, tylko sposób podania troszkę się różni, stylistyka, zdjęcia. Jądro jest wspólne. Czytam o wojnie, potem najświeższe wiadomości się kończą, przeskakuję więc na co innego. Dużo jest tego “innego”. Niby wiem, jak to wszystko jest skonstruowane i jakimi prawami się rządzi, ale i tak mnie to wkurza. Temat przewodni, czyli to, co jest aktualnie na topie, plus wszystkie najnowsze doniesienia otoczone są przez całą masę medialnych ślimaków. Ślimak, definicja własna  Coś małego, głupiego i bezmyślnego. Niby powolne, niby niegroźne, al

O wojnie słów kilka

Dzień dobry po dłuższej nieobecności. Obiecywałem poprawę, ale póki co, niewiele z niej wyszło. Cóż, wypada obiecać kolejną i mieć nadzieję na lepsze jutro. Miałem napisać fajny kawałek o przeprowadzce, a tu wojna. Wychodzi, że wypada napisać najpierw o wojnie. Rosja zaatakowała Ukrainę. Jesteśmy świadkami inwazji na pełną skalę. Niektórzy się tego spodziewali, ja nie do końca. Kilka tygodni machania szabelką i srożenia się przy granicach Ukrainy przekonało mnie, że nic się nie stanie. Nie tak zaczyna się wojnę (“Nad Bałtykiem rozpostarli swoje skrzydła ludzie z Marsa, atakować w taki sposób to jest jedna wielka farsa”). Po co dawać przeciwnikowi czas na dozbrojenie, na przygotowania? Znacznie lepiej ogłosić oficjalne manewry przy granicy, uzbroić kogo trzeba i napaść z nienacka. Dlaczego ktoś miałby kusić los i prowokować nieładne dyskusje na międzynarodowym forum? Putin w końcu zaczął wojnę. Zaskoczył wielu i zaśmiał się w nos dokładnie wszystkim. 24 lutego 2022 Inwazja zaczęła się w

Tempus non fugit

Oto siedzieliśmy sobie w Boże Narodzenie. Całą rodziną, jak Bóg przykazał. Ja i żona, obydowje mieliśmy urlop, tych pięknych kilka dni spędzonych wspólnie, dzieci razem z nami. Mieliśmy naprawdę udane, fajne i leniwe święta.  Kiedyś inaczej bywało. Rodzina przyjeżdżała. Nie było tak znowu źle. Czekaliśmy na to przez większą część roku i zwykle bawiliśmy się dobrze. Fakt, że oni zwykle bawili się lepiej niż my. Dlaczego? Gość się gości a gospodarz pości. Trzeba znosić siaty z zakupami, toczyć beczki z alkoholem, gotować, sprzątać, zabawiać. Kto tego nie zna? Do tego wszystkiego praca, gdzie nie zawsze dali urlop, dzieci. Wszystko to razem sprawiało, że święta były raczej, jak się to mówi, w biegu.  Skromna Wigilja  W zeszłym roku nikt nie przyjechał, bo covid. W tym roku też się jakoś nie wybrali. Siedzieliśmy sami. Ja miałem tydzień urlopu, żona prawie tyle samo, dzieci na half termie i tak nigdzie nie wychodziły. Zrobiliśmy zakupy. Miały być nieduże, co przyrzekamy sobie solennie na k

Opowieści Wigilijne

Znowu Boże Narodzenie. Wypada coś napisać. Zawsze coś wypada, albo trzeba. Znowu trzeba znosić te wszystkie siaty z zakupami, ubierać choinkę i warzyć potrawy z kapusty. Piec placki. Potem trzeba się obżerać przez kilka dni. Koniecznie odwiedzić krewnych, których odwiedzić wypada. I po co to wszystko? Tradycja  Tradycje, takie jak Boże Narodzenie, stanowią, mówiąc bardzo pompatycznie, o naszej przynależności do danego kręgu kulturowego. W trochę mniejszej skali, stanowią o naszej narodowej tożsamości. A mówiąc zupełnie po ludzku, w dużym stopniu definiują to, kim jesteśmy. Na całym świecie chrześcijanie obchodzą narodziny Jezusa, mniej więcej w tym samym czasie. W Polsce ludzie zasiadają do Wigilii i łamią się opłatkiem. Każda rodzina przechodzi przez swój własny zestaw rytuałów, którymi nasiąkamy za młodu i które zabierzemy ze sobą do grobu. Po drodze przekażemy je następnym pokoleniom, często nieświadomie. Dom rodzinny  W moim domu rodzinnym na kolacji wigilijnej pojawia się tajemnic

Czas na zmiany

Czas na zmiany. Dosłownie i w przenośni. Sporo się u mnie teraz dzieje. Czasami nie ogarniam. Zacząłem tego bloga w określonym celu i miałem plan. Niestety, życie zazwyczaj weryfikuje nasze plany. Często w dość bolesny sposób. Przyznam, że ostatnio zaniedbuję pisanie. Publikowanie nowych postów przychodzi mi z coraz większym trudem. Dlaczego? Otóż, jak już wspomniałem, sporo się dzieje. Gdy za dużo na talerzu, czasami ciężko zdecydować, co dziabnąć najpierw. Początkowo miałem pisać jeden artykuł na miesiąc, co i tak wydawało mi się za mało, a tymczasem słabo się wyrabiałem. Zacząłem kilka innych rzeczy i czasu po prostu zabrakło. Życie, dzieci, praca, pisanie kilku rzeczy na raz, absorbujący kurs w collegu, wszystko to pięknie, ale kiedy to wszystko robić? Skończyło się na tym, że na pisanie zostały mi dwie marne godziny nocne, zwykle od północy do drugiej nad ranem, co zaowocowało chronicznym niedospaniem. Efekt? Marny. Typowa ryba   Ten blog do moje dziecię. Zasługuje na więcej i pos

Halloween kontra Wszystkich Świętych

Niedługo Halloween. Zobaczymy, jak to będzie. Nieustępliwy wirus zmienił wszystko. Najpierw myślałem, że znowu nigdzie nie pójdziemy, ale dzieci w tym roku raczej nie odpuszczą. Trochę się waham, bo nie wiadomo, kto drzwi otworzy, czy kaszlał przy tym będzie, czy prychał, poza tym te wszystkie słodycze. Dzieci będą je chciały jeść i nie wiesz, kto to wcześniej macał. Trzeba jednak napisać coś okazyjnego, więc oto rzucam okiem wstecz. Jako Polak, Halloween nigdy wcześniej nie obchodziłem. Znaczy w młodości. Znane mi było tylko z telewizji i amerykańskich filmów. Żyjąc w UK i będąc ojcem, było tylko kwestią czasu, kiedy i mnie to dopadnie. Opowiem, jak to wygląda. Halloween w Anglii  Pod koniec października jadę do Sainsburego i wybieram dorodną dyńkę. Syn projektuje, co mamy w niej wyciąć i dzień przed Halloween wycinamy. W samo Halloween wstawiamy w to zapaloną świeczkę, a potem przebieram młodego i idziemy robić znane mi do niedawna tylko z filmów “trick or treat”, czyli zbierać słody

Puszka obfitości

Byliśmy niedawno świadkami zamieszek w Republice Południowej Afryki. Bilans zajść to ponad 200 zabitych, ponad 2000 aresztowanych, obrabowane centra handlowe, sklepy, zrujnowane biznesy i miliardowe straty. Bóg jeden wie ilu w sumie ludzi na tym ucierpiało. Wszystko zaczęło się od rzekomo pokojowych demonstracji. Protestowano przeciwko wsadzeniu do więzienia złodzieja i malwersanta. Osobnik ten był także byłym prezydentem i wsławionym bojownikiem o wolność naszą i waszą. Brzmi do pewnego stopnia znajomo, prawda? Należy się tylko cieszyć, że Polacy nie wychodzą na ulicę za każdym razem, gdy odkryjemy jakieś szwindle na wyższych szczeblach, bo już dawno zostałyby z nas zgliszcza i popioły. I niekoniecznie zostałby na dnie popiołu gwiaździsty dyjament, wiekuistego zwycięstwa zaranie. Kontynent konfliktów  Czarna Afryka ma długą i malowniczą historię bratobójczych walk. Cóż, a który kontynent i nacja ich nie ma? Nie nam oceniać. To, co działo się w Afryce, jest zjawiskiem bardzo specyficzn

Euro 2020: mentalość petenta

Euro 2020, turniej, na który wszyscy czekali przez okrągły rok, dobiegł końca. Właściwie, to ciągle tam jeszcze grają, bo jest dopiero 5 lipca, ale Polacy definitywnie się z nim pożegnali. Remis z Hiszpanią i dwie porażki, w tym jedna zdecydowanie kompromitująca ze Słowacją ustawiły nas na ostatnim miejscu w grupie, z dokładnie jednym punktem. Szału nie ma. Przyznaję, że nieczęsto miałem ostatnio szansę oglądać wyczyny reprezentacji Polski. Jakoś tak się nie składało. Raz, że zajęty jestem. Dwa, że nie mam polskiej telewizji, a w angielskiej poza oficjalnymi turniejami rzadko pokazują grających Polaków. Osiągnięcia poszczególnych generacji naszych Orłów znam z internetu, wyniki same rzucają się w oczy, choć w ciągu ostatnich lat niespecjalnie interesowało mnie, kto jest kim w reprezentacji, kto by chciał, kogo nie chciano i tak dalej. Sporo przegapiłem Przegapiłem mecz ze Słowacją, bo pracowałem i prawdopodobnie dobrze, bo bym się pewnie zdenerwował. Mecz z Hiszpanią odbył się 19 czerw