Przejdź do głównej zawartości

Wschód kontra Zachód

Chciałem opowiedzieć wam pewną historię. Prostą historię o zrozumieniu, poszukiwaniu ideału i o ciągłym doskonaleniu rzeczy prostych, dzięki czemu można czasem odnaleźć przyjemność w codziennych, drobnych sprawach. Często można też odnaleźć siebie.

Wszystko zaczęło się od tego, że oglądałem w telewizji Ricka Steina. Był to odcinek, w którym odwiedził on Szanghaj (Rick Stein's Taste of Shanghai). Swoją drogą, bardzo dobry odcinek, w którym można zobaczyć tę wielką chińską metropolię od zupełnie innej strony, w dodatku nie tylko od strony kuchni.

W pewnym momencie pojawia się tam popularne wśród mieszkańców miejsce, w którym dają… coś w rodzaju naleśników, czy placków z wieprzowiną i zieloną cebulką. Nie wygląda to ani zbyt apetycznie, ani przekonująco, może nieco egzotycznie, bo co to taki placek? W sumie każdy i wszędzie może taki placek usmażyć i szczerze powiedziawszy, żadna w tym egzotyka, choć Rickowi placek najwyraźniej smakuje. Smakuje też miejscowym, którzy potrafią stać w kolejce ponad godzinę, żeby swój placek, czy naleśnik dostać. Taki lokalny koloryt. Dlaczego o tym mówię? Powodem jest osobnik, który te placki robi i seria skojarzeń, do jakich ten widok doprowadził.

Plackowy dziadek

Okazuje się, że jest to jednoosobowe przedsiębiorstwo. Właściciel otwiera z rana mikroskopijną kanciapę, w której jest piec i niewiele więcej. Ustawia się do niego gigantyczna kolejka i on smaży. Robi ileś tych swoich placków, sprzedaje i zamyka budkę, bo otwarte jest tylko przed południem. Ludzie cierpliwie czekają, biorą swoje zawinięte w papier placki i odchodzą, bo jest to biznes typu „na wynos”.

Nazwałem właściciela „dziadkiem”, bo wygląda jak dziadek, choć ile ma lat, nie wie pewnie nikt. Jest stary i zgięty w pół jak ekierka, dokładnie pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Ma na sobie fartuch i smaży. Nic go nie obchodzi. Ma gdzieś czekających klientów, którzy od czasu do czasu próbują go poganiać. Patrzy na te swoje placki, bierze je z patelni i starannie układa dookoła otworu wieńczącego gliniany, opalany drewnem piec. Każdy placek ogląda w skupieniu i przekłada z jednej strony na drugą, chcąc mieć pewność, że są zrobione tak, jak być powinny.

Dziadek zafascynował mnie od pierwszego wejrzenia. Rzadko kiedy można widzieć na czyjejś twarzy podobnie głębokie skupienie. Ten człowiek, pomyślałem, jest bez reszty oddany swojemu zajęciu. Jest tu i teraz i nic innego się dla niego nie liczy. Jest, jak to mówią, „w zonie” (popularny ostatnio „flow state”). Każdy z tych placków zwęża się u niego do pojedynczego atomu wszechświata, do czegoś mikroskopijnego, a jednak tak bardzo ważnego, że warto temu czemuś poświęcić całą swoją uwagę i cały swój czas.

Purezento

Plackowy Dziadek natychmiast skojarzył mi się z książką Joanny Bator, Purezento. Szczerze polecam. Jest to piękna i nostalgiczna opowieść o życiu. Rzecz dzieje się w Japonii, gdzie główna bohaterka uczy się starożytnej sztuki kintsugi, czyli naprawiania rozbitej porcelany przy pomocy złota (właściwie przy pomocy żywicy pomieszanej ze sproszkowanym złotem). Kintsugi to sztuka, nie tylko czynność, ale w Japonii wiele prostych czynności podniesiono, często dla nas niezrozumiale, do rangi sztuki. W naprawianiu porcelany chodzi bowiem o to, żeby całkowicie oddać się wykonywanej czynności, tak duchem, jak i ciałem. Zapomnieć się i zatracić w tym, co robisz. Wyrzucić z głowy wszystkie myśli i skupić się tylko i wyłącznie na „tu i teraz”. To w gruncie rzeczy to samo, co medytacja i będzie miało taki sam terapeutyczny wpływ.

Ostatni samuraj

Kolejny błyskawiczny przeskok myślowy zabrał mnie do innej Japonii, a konkretnie do filmu „Ostatni samuraj”. Film polecam, nie jest taki znowu zły, jak niektórzy mówią. W jednej scenie, bardzo barwnej, generał Katsumoto (jak zawsze świetny Ken Watanabe) rozmawia z Algrenem (jak zawsze Tom Cruise). Katsumoto mówi: „Idealny kwiat to rzadkość. Mógłbyś spędzić całe życie, szukając go. I nie byłoby to życie zmarnowane”. Natychmiast pomyślałem o Na wschód od Edenu.

Timszel

Jest tam pewien przepiękny fragment. Opowieść o tym, jak czterej wiekowi Chińczycy, którym przedstawiono pewien problem (pytanie o interpretację szesnastu wersów z czwartego rozdziału Księgi Rodzaju). Mędrcy wnikliwie się nim zajęli, a ich dyskusje dotyczyły drobnej pozornie, acz niezwykle istotnej rozbieżności pomiędzy dwiema wersjami Biblii, gdzie w jednym tylko zdaniu użyto innego słowa. Postanowili dotrzeć do źródła, czyli do wersji oryginalnej i w tym celu zatrudnili rabina, żeby nauczyć się hebrajskiego. Zajęło im dwa lata, zanim przystąpili do odcyfrowania tekstu. Okazało się, że w oryginale występuje zupełnie inne słowo, różne od tamtych dwóch, które zupełnie zmienia wymowę tekstu. Dwa lata. Doskonale się przy tym bawili, a po wszystkim uznali, że był to czas dobrze spędzony. Uznali, że było warto. Zaprawdę powiadam wam, zadziwiającymi ścieżkami umysł ludzki podąża: następną rzeczą, o której pomyślałem, był makaron.

Makarony i inne takie

Lubię robić pizzę i piec chleb, swoiście na zakwasie. Ciasto na pizzę doskonaliłem przez lata i już teraz dałem spokój: skupiam się raczej na ciągłym udoskonalaniu sposobów pieczenia i kombinuję z dodatkami. Podobnie jest z chlebem. Czytam przepisy, kombinuję, zagniatam i piekę. Czasem wychodzi lepiej, czasem gorzej, ale zawsze udoskonalam, zawsze szukam czegoś nowego. Podobnie jest z makaronami.

Lubię przyrządzać różnego rodzaju makarony. Mam wiele książek kucharskich, czytam przepisy, oglądam programy telewizyjne i zewsząd czerpię inspirację. A potem gotuję i próbujemy to komisyjnie. Szczególnej obsesji nabrałem po ostatniej wizycie w Rzymie, gdy zacząłem gotować tamtejsze odmiany makaronów. Różne sery, różne techniki; no, dla mnie bajer. Czasami wychodzą trochę słabiej, czasami bardzo dobrze, ale zawsze siadam do jedzenia i wzbudzam śmiech mojej żony, bo już po kilku kęsach zaczynam mówić o tym, co w danym przepisie zmienię lub udoskonalę.

Widzicie, to takie moje małe hobby. Coś, co lubię robić i trawię na to mój czas, bo sprawia mi to radość. Tak samo jest z pizzą i pieczeniem chleba. I z pisaniem przeróżnych rzeczy, a mówię o tym dlatego, że to wszystko przeleciało mi przed oczami wtedy, gdy patrzyłem na Plackowego Dziadka i wydaje mi się, że w tym właśnie momencie zrozumiałem różnicę między wschodnią a zachodnią duszą.

Wschód kontra zachód

Wschodnia dusza to spokój i powaga. To ciągłe doskonalenie prostych czynności i radość, którą można czerpać z ich codziennego wykonywania. To skupienie się na jednym. Umiejętność oddzielenia się od atakującego cię zewsząd szumu po to, żeby w tej jednej chwili być tylko i wyłącznie w tym małym wycinku wszechświata. Wewnętrzne zadowolenie kogoś, kto odnalazł „to coś”, co daje mu szczęście, satysfakcję i energię do tego, żeby każdy nowy dzień przywitać z uśmiechem.

Można przez całe życie robić placki, postarzeć się i przygarbić, jednak ciągle być zadowolonym i przekonanym, że robisz coś dobrego i fascynującego. Dokładnie tak samo, jak Katsumoto, który umierając, patrzy na sypiące się dookoła niego kwiaty i mówi: „Doskonałe. One wszystkie są doskonałe”. I Chińczycy z arcydzieła Steinbecka, którzy uznali, że lata spędzone na analizie szesnastu wersów z Biblii, a w szczególności jednego zdania, były dobrze spędzone. W tym momencie zrozumiałem, że można całe życie poszukiwać idealnego makaronu i będzie to piękna przygoda, a umierając, można stwierdzić, że one wszystkie były smaczne i warto było ugotować każdy z nich.

Mój syn robił ostatnio zadanie z matematyki, na osobnej, byle jak wyrwanej z zeszytu i pomiętej kartce. Poradziłem mu, żeby to przepisał na nowo, ładnie i schludnie. Ale po co, powiedział, przecież to tylko na jeden raz. Wyjaśniłem mu, że jeśli warto coś robić, to warto to robić dobrze. A jeśli planujesz to zrobić byle jak, to lepiej nie rób tego wcale, bo wtedy nie będzie to miało żadnej wartości. Dlatego właśnie nie można byle jak upiec smacznego placka, czy ugotować pysznego makaronu. Nie można po łebkach skleić rozbitej filiżanki. Tak samo, jak nie można cieszyć się poszukiwaniem sensu słów, oglądaniem kwiatów, pisaniem czy czymkolwiek innym, jeśli sama czynność nie będzie na tyle ważna, aby była warta czasu i miejsca, które się na nią poświęca. Mówią, że niektóre przedmioty mają duszę. Myślę, że tylko te, którym podczas ich powstawania twórca oddał kawałek swojej.

Blado wypada przy tym filozofia Zachodu, gdzie ludzie nie dbają ani o siebie, ani o innych, ani o swój własny czas. Gdzie człowiek, który remontuje ci łazienkę, potrafi zamurować gruz pod wanną, bo oto spotkał frajera. Gdzie ktoś byle jak robi ci ogródek, reperuje dach czy samochód, bo przecież nie robi tego dla siebie, więc po co się męczyć? Gdzie klient nasz pan, urzędnik nasz władca i gdzie kłamstwa powtarza się tak długo, aż staną się prawdą.

Wschód to przekonanie, że warto się trudzić i robić coś tylko po to, żeby mieć z tego satysfakcję. Zachód to pęd i stres. To świat papierowych wartości i obłudy, w dodatku pełny cwaniactwa, które tolerujemy, a przez to pielęgnujemy je i pozwalamy mu trwać. Narzekamy, że życie nie sprawia nam radości, a co tak naprawdę robimy, żeby tę radość odnaleźć w otaczającym nas świecie i w sobie samych?

Nie mówię, że wszyscy ludzie Wschodu są tacy piękni i uduchowieni, że nie mają stresu i radośnie sobie żyją. O nie. Świat, jaki sami sobie obecnie tworzymy, dopada ich tak samo, jak i nas. Tyle tylko, że oni próbują sobie z nim radzić przy pomocy wewnętrznej radości, spokoju i pogody ducha, zamiast agresji, bylejakości i głupoty. Bo wiedzą, że można.

MASZ panować nad grzechem.

BĘDZIESZ panować nad grzechem.

MOŻESZ panować nad grzechem.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kot też człowiek

Mam kota. Ponieważ ma on już 6 miesięcy, postanowiłem o nim znowu napisać. To bardziej wdzięczny temat od tego całego szajsu, który widzimy w mediach. Mam też wrażenie, że mały Lucjan jest bardziej inteligentny od większości polityków. Dlaczego tak myślę? Bo, mówiąc oględnie, nie sra tam, gdzie je. Zacznę tak: super jest mieć kota. Nie wiedziałem, że to taki fajny, mały stworek. Małe miałem doświadczenia z kotami. W domu zawsze był pies, tak u nas, jak i u dziadków na wsi. Zawsze myślałem, że wolę psy. Dalej je lubię, ale teraz wiem, że wolę koty. Mamy też w domu, jak już poprzednio mówiłem, królika, ale królik to zupełnie inna para kaloszy. Królik przy kocie to jak dekoracja. Jak ozdobna, plastikowa roślina. Chyba nawet nie wie, że żyje. Praktycznie wyłącznie oddycha, leży, je i robi pod siebie. Czasem głośno tupie. Szczerze powiedziawszy, to dałem się namówić na królika, bo myślałem, że one żyją około dwóch lat. Naprawdę tak myślałem. U mojego dziadka nigdy nie żyły dłużej. Siedziały...

Na Zachodzie, jak to mówią, bez zmian

Ameryka wybrała. Dnia 5 listopada AD 2024 Donald Trump pokonał Kamalę Harris w wyborach prezydenckich zdobywając 312 głosów elektorskich. Został tym samym 47 prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki, a że wcześniej był 45 prezydentem, to i cieszy się chłop podwójnie. Rozgrzewka przedwyborcza trwała w światowych mediach od dawna i mocno wszystkich wyczerpała. Wściekle atakowano Trumpa (często do wtóru dziwacznego rechotu pani Harris) i wyciągano wszelkie brudy, jednym słowem: jak zwykle. A teraz jest już po. Kurz opadł. Uspokoiło się wreszcie. Teraz wszyscy zastanawiają się, co dalej. Szczerze, kibicowałem Trumpowi. Widziałem, co robi ekipa dziadzi Bidena. Widziałem, w którą stronę pchają (i jego, i nas). Widziałem (po raz trzeci, tanio wyliczam, ale niech będzie), jak wdzięcznie skaczą koło nich polskie pieski. Ile nas to wszystko kosztowało, to wszyscy wiemy. Zmiana była konieczna. Czasami, gdy źle idzie, trzeba zmienić cokolwiek. Gdy ogłoszono wyniki, ucieszyłem się. Pomyślałem, oto ...

O Bestiach

Miałem napisać kilka rzeczy. Mniejszych, szybszych. Zbiera się tego ciągle, wystarczy radio rozkręcić i sypią się tematy. Głupota goni głupotę i już nie wiadomo, gdzie patrzeć, żeby trochę normalności złapać. Miałem napisać o dziwnym artykule pod tytułem „ Bestia pełznie do Białego Domu ”. Po zdjęciu (Putin ściska rękę Trumpowi) od razu wiedziałem, co to będzie. Zaciekawiło mnie trochę, że autor zaczyna od wiersza Yeatsa (co prawda cytując dość luźno wybrane fragmenty). Przeczytałem dwa razy. Rzadkiej urody głupoty. I tak sobie myślę, siedzi sobie jakiś pacan i pisze. O bestii pełzającej, o propagandzie Kremla. O sojuszu zawartym nad grobem Ukrainy. Nad jakim grobem, myślę sobie? Ukrainy już nie ma. Już była grobem, jak od Amerykanów pieniądze wzięła i zafundowała sobie majdan. Najpierw oligarchowie wszystko zagarnęli, a teraz wszystko wykupili zagraniczni. Nic już nie mają swojego. Nawet ziemia już nie należy do nich, tylko do wielkich korporacji. Trochę podobnie jak u nas. Kurcze, ty...

Łypacz Powszechny 6

Miało już nie być więcej Łypacza. Tematów niby mnóstwo, ale przecież nieładnie naśmiewać się z innych. Zwłaszcza z tych bardziej niezwykłych umysłowo, czy też może zwykłych inaczej. Albo po prostu najzwyklejszych. Z drugiej strony mówią, że głupców nie sieją, więc skoro ktoś nie wie, gdzie jego miejsce, to niech się liczy. Nazbierało się trochę starego materiału. Nie ma kiedy tego wszystkiego obrabiać. Oglądanie i czytanie tego, co człowieka osacza byłoby robotą na pełny etat. Tego niestety zrobić się nie da. Czasem trzeba normalnie pożyć. Zrobić dzieciom kotleta, czy naleśniki. Iść na spacer. Takie tam. Zaczynamy. Na początek z przytupem. „Wall Street Journal” podsumowuje dwa i pół roku wojny na dalekim wschodzie Ukrainy, publikując bilans strat w ludziach. Ukraińcy od razu zareagowali, bo oni bezbłędnie reagują na takie rzeczy. Napisali, że to mocno przesadzone, bo w ciągu ostatnich dwóch lat zarejestrowali około 19 tysięcy zgonów. Cóż, gdyby od samego początku rzetelnie zbierali swo...

Punkt siedzenia

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Stare, ale jakże prawdziwe. Chyba nigdy jako gatunek, od tego nie uciekniemy. A szkoda. Świat mógłby stać się o wiele piękniejszy. Oto artykuł o „terrorystycznym ataku” na terytorium Rosji. Wynika z niego, że Rosja uważa atak na obwód Kurski za akt terroryzmu. W dodatku rosyjski „dyplomata podkreśla, że Kijów najechał rosyjskie terytorium absolutnie świadomie”. A jak miał najechać? Nieświadomie? Rosja w odpowiedzi „podejmuje wszelkie działania, żeby ukarać agresora”. Sami zaatakowali Ukrainę. Weszli na jej terytorium. Nie ważne, jaka była geneza konfliktu. Jaka motywacja. Zaatakowali. Też są agresorem. Podobnie jest na Bliskim Wschodzie. Najpierw Hamas przeprowadził terrorystyczny atak. Zabijał cywilów. I to było złe. W odpowiedzi Izrael bombarduje Gazę. Zabija cywilów. I to jest, według Izraela, dobre. Palestyńczycy uważają to za ludobójstwo. A całkiem niedawno Izrael przeprowadził atak na członków Hezbollahu, w którym eksplodowały pagery, z...