Przejdź do głównej zawartości

Historia o rękawiczce w chlebie

Dzisiaj strach się bać. Nie wiadomo, kto zada ci cios. Podstępnie i zdradliwie. Okazuje się, że ludzie nie wiedzą, że kawa może być gorąca, a w zimie oblodzony chodnik jest sakramencko śliski. Nie wiesz nawet co powiedzieć, bo w czasach, gdy wszystko wszystkich obraża, każdy może cię o coś oskarżyć.

Jakiś czas temu usłyszałem coś bardzo zabawnego.

Łebki okradły sklep wędkarski. Na sześćset złotych, jeśli mnie pamięć nie myli. Otóż właściciel sklepu wędkarskiego opublikował ich zdjęcia. I teraz ma problemy. Za to, że opublikował. Rodzice łebków, de facto złodziei (gość ma udokumentowane, że ukradli), żądąją odszkodowania w wysokości pięćdziesięciu tysięcy złotych.

Teraz będzie klasyczna zmyłka.

Pamiętam, jak kiedyś kupiłem chleb w polskim sklepie “Mleczko” w Croydon. Pasjonujący początek, prawda? Trzęsienie ziemi jak u Hitchcocka. Co dalej? Ano nic. Zjadłem ten chleb. Razem z moimi córkami. Do jajecznicy. Dobry chleb był. Polski. Taki na zakwasie.

Co można znaleźć w chlebie?

Wyjąłem kromkę (chleb krojony, “Śląski”). Oderwałem mały kawałek, żeby położyć go na łyżeczce z jajecznicą i dać córce, która czekała z rozwartym dziobem. Nie dziwcie się, dziewczyny miały wtedy po dwa lata, choć jajecznicę lubiły, taką polską, na wędzonej słonince.

Oderwałem ten kawałek chleba i coś tak jakoś zaczepiło mi się między palcami. Pomyślałem, glut jakiś, niedopieczony kawałek i chciałem odłożyć go na bok, ale to coś rozciągnęło się. Przyjrzałem się bliżej. Był to mały kawałek gumy beżowego koloru. Otóż miałem przed sobą kawałek gumowej rękawiczki, której pewnie używał higieniczny piekarz i która jakimś cudem zapodziała się w mojej kromce. Zagubiona, zapieczona i pokrojona, a jednak ciągle zachowująca swe gumowe właściwości. Nie przejąłem się. Odłożyłem znalezisko na bok i jedliśmy dalej. Po pierwsze, to tylko kawałek gumy. Po drugie, widziałem już kiedyś coś podobnego.

Dygresja, czyli opowieść niezwiązana (pozornie)

Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce i na innej półkuli, czyli w akademiku na Kickiego, jeden kolega (Paweł) miał róg. Długi, cętkowany i kręty. Jeleni. Taki, jaki wyrasta z głowy jelenia. Właściwie, to z głowy jelenia rosną dwa rogi, ale Paweł miał tylko jeden. Fajny, poręczny, niewielki i mało rozgałęziony. Zdarzyło się razu pewnego, że inny kolega, niebędący właścicielem rogu (nazwijmy go Robert) uderzył nim w głowę jeszcze innego kolegę (wynik luźnej wymiany zdań). Nawet nie uderzył. Pacnął. Wyglądało to, jakby dotknął jego głowy tą grubszą częścią rogu, tą, która normalnie przyrasta do głowy jelenia. Dotkniętemu popłynęła krew. Przyłożyliśmy mu zmoczoną szmatę. Nikt się nie przejął.

Pacnięty, nazwijmy go umownie Tomasz K., obudził nas w nocy. Z głowy ciągle leciała mu krew, więc trochę się martwił, że ubrudzi pościel i na koniec roku będzie miał problem przy zdawaniu pokoju. Ubraliśmy się, ja i kilku innych i odeskortowaliśmy go do szpitala na Grenadierów, gdzie strasznie się męczyliśmy, bo nas suszyło, a do Uniwersamu Grochów było daleko. Tomasz wreszcie wyszedł ze szpitala. Głowę miał owinięta bandażem, zupełnie jakby wrócił z frontu. Okazało się, że skóra na głowie bardzo nieregularnie pękła i trzeba było założyć kilka szwów. Minęło kilka dni.

Tomasz namówił nas na zdjęcie opatrunku. Nie chciało mu się iść do szpitala, a bardzo go ciekawiło, co jest pod spodem. Ulegliśmy namowom, bo kusiło. Rana nie była ani wielka, ani imponująca. Ściągnięta kilkoma nieregularnymi szwami prezentowałaby się bardzo niespecjalnie, gdyby nie jeden szczegół. Spomiędzy szwów sterczało niewielkie coś, beżowe i gumowe. Pękaliśmy ze śmiechu. Ktoś fachowo przyfastrygował Tomkowi do głowy kawałek palca z gumowej rękawiczki. A może lekarze byli tamtej nocy bardziej pijani niż studenci?

Koniec dygresji. Jej celem było pokazanie, że można znaleźć kawałek gumowej rękawiczki w najmniej oczekiwanym miejscu i czasie. Przy okazji pozdrawiam Tomasza K. 

Co zrobić, gdy znajdziesz rękawiczkę w chlebie? 

Co robi człowiek, gdy znajdzie kawałek gumy w chlebie? Jeden wywala znalezisko i je dalej, najwyżej trochę sobie kurwuje pod nosem. Inny wywala cały skażony chleb i też kurwuje pod nosem. Jeszcze inny idzie do sklepu, w którym kupił chleb, kurwuje na wszystkich dookoła i żąda zwrotu pieniędzy, w ogóle przy tym nie myśląc, że sklep tylko sprzedał chleb, że przecież go nie upiekł. Są też tacy, którzy w podobnej sytuacji rozpoczną całą batalię o to, co im się w ich mniemaniu słusznie należy. Obecnie, przynajmniej w UK, tych ostatnich jest coraz więcej i więcej. Taki jest trend: skarżyć. Po pierwsze, ludziom wydaje się, że za wszelką cenę powinni dochodzić swoich praw. Po drugie, cóż, nigdy nie zawadzi spróbować, bo a nuż uda się coś siebie urwać.

Oskarżenia radośnie się mnożą, specjalnie tam, gdzie jest po temu podatny grunt. Moja żona pracowała w tak zwanym zbiorowym żywieniu. Powiedziałbym, że w bardzo zbiorowym, bo przyłaziło tam kilkuset głodnych dziennie. Miała setki obostrzeń, zasad i audytów, sporo stresu i mówię wam, że nie był to najłatwiejszy kawałek chleba. Zdarzyła się tam kiedyś taka oto historia.

Historia banalna

Przyszła rodzina na obiad. Jedną z zamówionych potraw była ryba z frytkami i było to danie dla małej dziewczynki. Dziewczynka jadła frytki samodzielnie, ale ryby już nie, bo była na to za mała. Mama dziewczynki rozgrzebała dla niej rybę na talerzu, dzieląc ją na mniejsze kawałki. Znalazła w środku mały, niepasujący do wyfiletowanej ryby kawałek, który okazał się chrząstką. Natychmiast zrobiła dym, ale taki przepisowy, z wzywaniem managera i tak dalej. Dostała przeprosiny, dostała drugą rybę, którą zjedli i poszli. Oczywiście spisano protokół z zajścia, w firmie żony sprawę zbadano, po czym odesłano ją do producenta, który rybę dostarczył. Po mniej więcej tygodniu kobieta od chrząstki rozpoczęła batalię. Napisała listy, do kogo tylko mogła, że przecież jak to, że ona i że w ogóle. Że chrząstka, która przecież w rybie, a tam chrząstek być nie powinno i że jej malutka córka, że przecież ona... Córka, która, powiedzmy to głośno, ryby nawet nie spróbowała. A matka się ciskała i oskarżała. O co? Do tej pory nie wiadomo.

Każdy skarżyć może

Ludzie skarżą, o co tylko mogą. Częstym powodem jest to, że cierpiące na silne alergie dzieci coś zjadły, a potem dostały niemalże śmiertelnej reakcji. W zbiorowym żywieniu składniki są publicznie dostępne. Każdy może sprawdzić, zapytać. Cholera, jak masz alergiczne dziecko, to najpierw sprawdzasz, a potem dajesz mu żreć. Nie odwrotnie, bo ani kasjer, ani kelner nie mają obowiązku recytowania listy składników. Tymczasem trend jest inny. Jeden z drugim kretyn nie pyta, a potem wszyscy dookoła winni, bo im nie powiedzieli. Bo ja nie wiedziałem, bo akurat Epipena nie miałem, zresztą nigdy wcześniej nie był potrzebny… Bo nikt nigdy nie zapyta, czy dziecko naprawdę ma jakąkolwiek alergię, czy też rodzic przypadkiem próbuje oskarżyć. Spróbować zawsze warto. Duża firma zawsze coś odpali, żeby tylko gębę zamknąć. Nawet kupon na darmowe żarcie się przyda.

Chcesz odszkodowanie? Bądź trendy!

Trzymając się trendu, powinienem kogoś oskarżyć o tę rękawiczkę z chleba (Tomasz K. oskarżyć nikogo nie mógł. Nie na początku lat dziewięćdziesiątych. Klient, petent czy pacjent nie mieli wtedy ani racji, ani żadnych praw). Tylko kogo oskarżyć? I o co? Przecież tej rękawiczki nie zjadłem. A więc? O to, co by było, gdybym zjadł! To takie proste, że aż woła do nieba o powstanie nowej prawniczej specjalności. Oczywiście są już tacy prawnicy, którzy specjalizują się w skarżeniu firm o byle co. Ja jednak myślę o czymś zupełnie innym. O prawnikach, którzy pomogą wyłudzić odszkodowanie za to, co stać by się mogło, choć nigdy się nie stało.

Spróbujemy?

Nowy trend

Drogi Gandalfie.

Piszę do ciebie, bo sama już nie wiem, co mam robić.

Tydzień temu poszłam z córką zjeść w “Złotej rybce”. Zamówiłyśmy mintaja z frytkami. Jako że moja córka ma dopiero pół roku i sama nie potrafi zjeść, podzieliłam rybę widelcem na małe kawałki, żeby ją nieco ostudzić. Moje serce zamarło. W rybie był kawałek chrząstki. Niewielki, taki jak paznokieć małego palca u nogi, ale przecież tak bardzo niebezpieczny. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby moja biedna córeczka takie coś zjadła! Przecież mogłaby się zadławić i udusić, dostać wysypki albo rozwolnienia! Naturalnie poprosiłam managera i spisaliśmy raport, ale minął tydzień i ciągle nic z tym nie zrobiono. Nikt nie zadzwonił do mnie z przeprosinami, nikt nie wyjaśnił, co aktualnie dzieje się z moją sprawą. Zapomniałam też powiedzieć, że moja córka ma zdiagnozowane nadciśnienie, padaczkę i platfusa.

Co mam robić?

Róża.


Droga Różo.

Bardzo wzruszyła mnie twoja historia.

Żeby cię pocieszyć, powiem tylko, że nie jesteś wyjątkiem. Takich ludzi jak ty jest coraz więcej i to tylko pokazuje, jak czarne są serca kapitalistów. Jak bezduszni są ci, którzy myślą tylko i wyłącznie o sobie. Szarpie mnie w piersi, gdy myślę, co mogło przytrafić się twojej małej, tak niewinnej córeczce dlatego, że dla niektórych liczy się tylko zysk. A mogło, niestety, przytrafić się jej wiele. Nie chcę tutaj rozdrapywać twoich ran, ale uwierz mi, że miałaś wielkie szczęście. Jeśli chciałabyś dowiedzieć się więcej, to może podasz mi swój numer telefonu i zobaczymy, gdzie to nas zaprowadzi? Widzisz, róża to mój ulubiony kwiat. Często je dostaję, czasami od kobiet, ale często też i od mężczyzn, którzy nie wahają się wyrazić mi swojej, hm, nazwijmy to wdzięczności za to, że z pasją zajmuję się ich potrzebami. Mam cichą nadzieję, że ty również masz potrzeby, którymi mógłbym się zająć.

Twój Gandalf. *

Drzewiej łatwiej bywało.

Kiedyś było łatwiej. Ludzie też byli inni. Nie trzeba było pisać na kawie, że jest gorąca, bo każdy debil wiedział, że jak kawa, to prawdopodobnie jest gorąca. A chrząstka w rybie? Zjadł, nie zjadł, udławił się czy nie, kogo to kiedyś obchodziło? Niech na drugi raz patrzy, co żre. Teraz trzeba wszystko jasno wyświetlić. Uważaj, bo napój może być gorący. Albo zimny. Wyjmij jedzenie z opakowania, zanim zjesz. Nie jedz tej małej saszetki, co jest w środku, bo zaszkodzi.

Kiedyś ludzie wiedzieli, że jak dziecko wlezie na szafę, to ta szafa może się na nie przewrócić. Że drzwi szafy mogą przyciąć mu palce. A jak walnie łbem w bok szafy, to będzie zajbiście bolało. I takie było życie. Nie skarżyłeś producenta szafy, która przygniotła twoje dziecko. Co najwyżej dostałbyś kolegium za zaniedbanie obowiązków rodzicielskich. Nikt nie mnożył zbędnych problemów i nikt nie ostrzegał przed tym, że ogień parzy. Ja nie wiem, czy to świat zdurniał, czy ludzie są coraz bardziej głupi?

W Anglii każdy może kogoś oskarżyć

Przyjeżdżają do Anglii ludzie z krajów rozwijających się, nazwijmy to, wolno i swobodnie. Skarżą, bo widelec był brudny i dziecko dostało rozwolnienia. A przepraszam bardzo, czy ja ich skarżę, że w szkole mojego syna panowała wszawica? Albo, że ludzie zaczynają znowu chorować na gruźlicę? Chorobę, którą cywilizowana Europa pożegnała już dawno temu? Albo małpią ospę? Przecież ja jej od małp nie przeniosłem.

Ten nieszczęsny, brudny widelec jest myty dwa razy. Najpierw idzie przez normalną, dużą zmywarkę razem z naczyniami. Potem jedzie przez drugą maszynę, taką specjalną do sztućców, gdzie jest dodatkowo wyparzany. Widelec, którym pan je, panie człowiek z dalekiej zagranicy, jest dwa razy czystszy niż ten, którym pan jesz w domu. Zanim pan kogoś oskarżysz, to się dobrze zastanów. Albo ręce umyj, jak z kibla wychodzisz. To akurat najbardziej pomaga na problemy żołądkowe.

Zdrowy rozsądek gdzieś się schował.

Teraz w UK i wielu innych krajach każdy ma pretensje. Każdy chce być mądrzejszy, niż w rzeczywistości jest, bo mu niestety się na to pozwala. Człowiek, który uczciwie pracuje, tak jak moja żona, musi tam czasami wysłuchać potoku bzdur, zamiast poradzić jednemu durniowi z drugim, żeby poszedł do Leroy Merlin, kupił sobie na przecenie młotek i palnął się nim w łeb. A jak ma pretensje, to tam jest “Książka skarg i zażaleń”. Sobie można wpisać.

Vesti iz Serbije.

Teraz opowiem wam, jak to wygląda w Serbii. Przyjechałem tutaj i sobie mieszkam. Widzę wiele rzeczy, które podnoszą mi włosy na głowie. Tu nikt nie przejmuje się innymi ani o nich nie myśli. Nie ma praktycznie żadnych standardów dotyczących higieny i publicznego bezpieczeństwa. To znaczy są, ale i tak nikt ich nie przestrzega. Ano, Serbia to kraj, który bardzo przypomina Polskę. Ciągle można tu wiele powiedzieć i ludzie nie wstydzą się tego, jacy są. I nie martwi ich, gdy nie są tymi, którymi, według innych powinni być.

Współczesna Serbia jest tak trochę na poziomie “Misia”. Wiecie, o czym mówię, czy jednak nie wszyscy? “Niech pan nie krzyczy na naszego pracownika. Ja tu jestem kierownikiem tej szatni. Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi? Cham się uprze i mu daj”. Tu jeszcze długo nikt nikogo o nic nie oskarży. Tutejsi ludzie wydają się wiedzieć, że kawa może być gorąca, w rybie są ości, a na lodzie w zimie można się pośliznąć. Nikt nie robi wielkich scen z krzywych chodników, czy powykręcanych ogrodzeń i sterczących wszędzie drutów. Nikogo nie martwi, że “na zielonym” lepiej nie wchodzić na ulicę, bo samochody dalej jadą. Nikt tu też nikogo nie ostrzega, że deser w restauracji może zawierać orzechy, a w jeziorze można się utopić, bo ratownika przecież nie ma. Ludzie biorą życie takim, jakie jest.

Zdrowe podejście do życia

Nie wiem jak wam, ale mnie wydaje się to zdrowe. Normalne podejście do życia. Świat jest niebezpiecznym miejscem. Pełno w nim gwoździ, szkła, ognia, noży i debili ze strzelbami. Gorąca woda, kawa, prąd w gniazdkach i śliskie kafelki na basenie są z nami i na zawsze pozostaną. Wydaje mi się, że dobrze jest zdroworozsądkowo nauczyć swoje dziecko, jak w tym świecie przetrwać, zamiast liczyć na to, że ktoś inny ostrzeże je na czas.

Całkiem osobiście: wieczne ostrzeganie o wszystkich możliwych niebezpieczeństwach odbieram jako upokarzające. To trochę tak, jak te plakaty w angielskich kiblach, które pokazują, jak należy myć ręce. Po co to mówić? Bo wypada edukować tych, co nie wiedzą, bo nigdy nie myli? Czy też trzeba się zabezpieczyć, bo ci, co akurat nie umyją, mogą mieć problemy z żołądkiem i potem kogoś oskarżą?

Człowieku jeden z drugim. Myj sobie ręce albo i nie, jak tam sobie chcesz. Ja mam to gdzieś. Jak wiesz, jak to robić, to dobrze. Jak nie wiesz, twoja sprawa. A jak nie chcesz, to też dobrze. Tylko nie ciskaj się potem, że dostałeś sraczki. I nie oskarżaj o to innych. Troszkę, kurwa, pokory.

  • Fragment o Gandalfie to ukłon w kierunku jednej z dwóch najlepszych audycji w historii polskiego radia. Mówię tu o “Nie tylko dla orłów”, perełce radiowej Trójki z końca lat osiemdziesiątych. Drugą było “Ściśle fajne”, przebój starego radia Wawa z lat dziewięćdziesiątych.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak polubić coś, czego się nie lubi

Historia ta, jak wiele innych, zaczyna się od papieru toaletowego. No dobrze, może nie aż tak wiele historii zaczyna się w ten sposób, ale ta właśnie o tym będzie. Przynajmniej w jakimś stopniu. Jest wiele rodzajów papieru toaletowego. Mięciutkie jak jedwab albo te bardziej szorstkie, z poślizgiem lub bez, pachnące, gładkie lub wytłoczone, kolorowe, z nadrukami, grube, cienkie, wielowarstwowe. Nie ma sensu się w to zagłębiać a to, co kto lubi i dlaczego, niech pozostanie za zamkniętymi drzwiami łazienki. Dla mnie w tej chwili ważny jest inny podział, bardzo przyziemny. Zasadniczo bowiem papiery dzielą się na mięciutkie, rozkosznie pieszczące każdy zakamarek papiery typu “pupuś” i szorstkie, bezlitosne papiery typu “dragon”. Na marginesie wspomnę, że teraz prawdziwych “dragonów” już nie ma. Odeszły w niebyt razem z latami osiemdziesiątymi. A działo się wtedy... Czysty luksus Papier toaletowy był luksusem. Stało się po niego w ogromnych kolejkach, można było ewentualnie dostać go na przy

Diabeł zawsze tkwi w szczegółach

Jakiś czas temu polskie media obiegła wieść o tym, że na Ukrainie, na polu bitwy zginął Polak. 22-latek urodzony na Lubelszczyźnie nie miał szczęścia. Zginął dnia 13 lipca 2024 na osiedlu Dibrowa w rejonie siewierodonieckim w obwodzie ługańskim. Od jesieni 2023 był członkiem Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy. Ceremonia pogrzebowa odbyła się na Cmentarzu Bajkowa w Kijowie i była bardzo uroczysta. Odegrano hymny ukraiński i polski (w takiej kolejności). Były flagi i saluty, był ( cytując Interię ) „kapelan wojskowy, bracia wojskowi i obecny konsul RP w Kijowie Paweł Owad”. Padło wiele pięknych słów: Oddał życie za wolność Ukrainy. Oddał życie za wolność i sprawiedliwość. Nieoceniony wkład w walkę o cywilizowany i bezpieczny świat. Zapisze się złotymi literami w nowoczesnej historii wolnego demokratycznego świata. Tak czy inaczej, Tomasz Marcin Sękala zginął. To smutne. Tym bardziej smutne, że miał tylko 22 lata. Każda śmierć jest niepotrzebna i każda jest dla kogoś tr

Mam kota

Fajny tytuł, prawda? Niby konkretny, a przecież to proste wyrażenie można zrozumieć na kilka sposobów. Podobno jego znaczenie zależy też od regionu Polski, choć u mnie, gdy powiesz, że ktoś ma kota, albo dostał kota, wszyscy odbiorą to jednoznacznie. Zawsze śmieszyło mnie, że w Elementarzu Ala ma kota. Że uczyli nas czytać, opisując przygody młodej wariatki. Oczywiście nie kwestionowałem tego, bo w tamtych czasach uczono nas też o Murzynku Bambo i nikomu to w niczym nie przeszkadzało. Nie, nie zwariowałem. Mam kota, naprawdę. Malutkiego, czarnego dachowca. Na ratunek Robiłem coś w kuchni przy zlewie i wyjrzałem przez okno. Za oknem mam bramkę i taki mały, wewnętrzny dziedziniec, z którego można iść do głównej bramy albo w dół, schodami do garażu. Przy tych schodach do garażu jest też kawałek trawnika. Taki z ławką i małą latarnią, wielkości dużego pokoju, gdyby ktoś z mieszkańców chciał tam posiedzieć, że niby na powietrzu, choć nikt tam nigdy nie siedzi, bo i nie ma po co. Zobaczyłem

O komentarzach raz jeszcze

Internet jest cudownym miejscem dla tych, którzy pragną wyrazić swoją opinię. Jest znacznie lepszy niż taki na przykład Hyde Park, gdzie podobno każdy mógł mówić, co chciał, ale musiał to niestety robić z odsłoniętą przyłbicą. W internecie również komentujemy publicznie, ale bardzo często publika nas nie widzi. Stąd taka mania komentowania. Praktycznie wszędzie, co samo w sobie nie jest takie znowu złe, bo przecież interakcja z osobnikami tego samego gatunku opiera się również na swobodnej wymianie poglądów. Problem zaczyna się, gdy ktoś zaczyna używać komentarzy do nękania innych, na co ukuto nawet termin: „cyberbullying”. Wszyscy o tym wiedzą i każdy się z tym zetknął. Jedni mniej, inni bardziej boleśnie. Ja się z tym zazwyczaj nie stykam, bo zabawa w komentarze mnie po prostu nie bawi. Przyszła do mnie niedawno żona i zaczęła snuć opowieść. O tym, że coś tam przeczytała w internecie i że pod artykułem było sporo komentarzy. Zaczęła je czytać i zaniemówiła. To mniej więcej cały wstęp

Polska na Euro 2024: Nic się nie stało, chłopaki...

Polska żegna się z Euro 2024. Zagraliśmy dwa mecze. Jeden słaby, drugi przeciętny. Strzeliliśmy dwie bramki. Została jeszcze Francja, czyli mecz o przysłowiową pietruszkę, choć może nie głupio byłoby pojechać do domu wcześniej. Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało, śpiewamy. Jak zawsze, cichutko i nieśmiało. Kiedyś było takie powiedzenie: „ Gramy, jak nigdy, przegrywamy, jak zawsze ”. Najwyższy czas zamienić go na „ Gramy jak zazwyczaj i przeważnie kończy się tak samo ”. Wiadomo, że jak nie idzie, to już na całego. Tak można by podsumować występ Polaków na Euro 2024. Podobnie można by podsumować ogólne wyczyny naszej reprezentacji, nie pamiętam już nawet od jak dawna. Co się stało Ciekawe, że tym razem nie usłyszałem zwyczajowego: „ Zabrakło świeżości, zawiodła taktyka ”. Tutaj brawa dla selekcjonera Probierza, który całkiem ciekawie wytłumaczył przegrany mecz z Austrią : „ Mieliśmy bardzo słabe wejście w mecz. Pierwsze 15 minut spętało nam nogi. Tego się nie spodziewaliśmy. Up