Przejdź do głównej zawartości

Głupota w proszku

Ślad węglowy. Ślad wodny. Ograniczenie emisji. Zakazy, nakazy. Przepisy. Co jeszcze możemy zrobić, żeby pomóc naszej umierającej planecie? Wreszcie, co zrobimy, żeby pomóc sobie, bo wygląda na to, że sami jesteśmy wymierającym gatunkiem?

Właśnie przeczytałem nieprawdopodobny artykuł o tym, że niemiecki browar ma w planach wprowadzić na rynek piwo w proszku. Mnie już zupełnie nie dziwią tego typu głupoty. Dawno przestałem się nimi przejmować. Bardziej martwi mnie głupota ludzi którzy sami, na własne życzenie, gotują sobie ten los.

Piwo w proszku 

Artykuł mówi o tym, że firma “Klosterbrauerei Neuzelle zamierza wprowadzić na rynek proszek, który po zalaniu go wodą w kilka chwil zamieni się w lagera”. Dalej czytamy: “Firma przekonuje, że będzie to punkt zwrotny w kwestii ograniczenia śladu węglowego w eksporcie złotego trunku - zamiast butelek i skrzynek podróżować będą bowiem paczki z lekkim proszkiem”. Dla mnie bomba. Oto w imię mitycznego śladu węglowego nie będziemy już więcej pić piwa. Oczywiście ludzie będą tyle samo chlać, tu nic się nie zmieni. Zmienią się tylko zyski właścicieli browarów, choć to przecież już nie będą browary sensu stricto.

Głupota ludzka nie zna granic. Wmawiają nam, że jedzenie mięsa jest zabójcze, poza tym jego produkcja zabija planetę. Niedawno też usłyszałem, że podobno według niektórych badań mleko jest (dla nas ssaków) bardzo niezdrowe. Cukier jest niezdrowy, ale to już od dawna, mniej więcej od tego czasu, kiedy okazało się, że smarowidła są zdrowsze niż masło. Słyszę, że zabierają się teraz za samoloty. Nie będą sobie ludzie, ot tak, latali wte i wewte, bo to niezdrowe dla środowiska. Nonsensy się niebezpiecznie piętrzą, a wszystko to w imię większego dobra.

W imię lepszego jutra

Najlepszy jest mechanizm. Bardzo prosty. Rzuca się temat, potem powoli się go wałkuje. Chodzi o to, żeby ludzi do niego przywykli. W międzyczasie podsyła się powód, tylko taki dobry, który będzie szeroko rezonował społecznie. Potrzeba na to czasu, jak wiem, ale opłaca się. Ci, którzy w to uwierzą, stopniowo zgodzą się na wszystko. Na ich oczach wprowadzi się przepisy i ograniczenia i nikt nic nie powie. Bo to wszystko dla dobra sprawy. A sprawa jest przecież słuszna.

Czy nikogo nie zastanawia, dlaczego to politycy gardłują o ratowaniu środowiska, a naukowcy jakoś mniej? A kto jeszcze pamięta słynną pod koniec ubiegłego stulecia dziurę ozonową? Co się z nią stało?

Naprawdę martwimy się tymi nieszczęsnymi krowami, podczas gdy codziennie pływa po morzach i oceanach tysiąc okrętów wojennych? Setki wojskowych samolotów patrolują nieba wszystkich krajów, w imię wolności naszej i waszej? O tym nam nie mówią? Ile to wszystko kosztuje, zużywa i smrodzi?

Biznes idealny

Przypomina mi się taki stary dowcip. 

Spotyka się dwóch dyrektorów zakładów tytoniowych.
- Jak ty to robisz - pyta ten z Krakowa - że twoje papierosy są takie dobre?
- No wiesz - odpowiada ten z Radomia - biorę dwie furmanki siana, dodaję do tego furmankę tytoniu, mieszam i gotowe.
- A widzisz - kiwa głową ten pierwszy. - Wiedziałem, że zapomniałem coś do tego siana dodać.

Czas temu jakiś weszły na rynek e-papierosy. Dość nagle i swobodnie. Nikt tego nie badał, nikt nawet specjalnie nad tym nie pracował, po prostu weszły i zostały. Ludziom powiedziano, że są zdrowsze niż tytoń, bo nie wdycha się smoły, a nikotyna ta sama. Dla mnie jest to genialny pomysł. Tak genialny, że muszą za nim stać wielkie firmy tytoniowe. Przecież tytoń trzeba uprawiać, zbierać, przewozić i przerabiać. To wszystko musi kosztować. Znacznie łatwiej wziąć wannę wody, wsypać do tego kilka wiader różnych proszków, rozlać do fiolek i palcie ludziska. Takie same zyski przy minimalnym wkładzie. To samo jest z piwem. Ziarno, chmiel, ile ton tego potrzeba? Weź to wszystko transportuj, fermentuj, przelewaj do beczek, czy butelek, jeżdżą te ciężarówy, kopcą. Znacznie łatwiej rozesłać proszek w workach. W barze wsypią to do beczki, wleją wodę, podłączą gaz i już jest świeże piwko z nalewaka. Dodatkowe zyski takie, że cały browar zmieści się w małym baraku, a w miejscu po zlikwidowanych kadziach i silosach można będzie zbudować farmę białkową, obojętnie, dla robaków, czy dla grzybów, białko jest białko.

Najciekawsze, że sami to sobie robimy. To znaczy, nie wszyscy, bo problem dotyczy najwyraźniej wysoko rozwiniętych krajów Europy. Amerykanie jakoś tego nie robią. Tak samo, jak kraje, które według nas są rozwinięte nieco gorzej. Oni będą sobie jedli, co tylko chcą, będą ogrzewać swoje domy, tak jak chcą i będą się z nas śmiać. Bo im zakazać przecież nic nie możemy.

Alkohol w proszku

Tak sobie myślę, że to piwo w proszku to dla niektórych będzie fajne. Pomyślcie, ileż to trzeba się flaszek nadźwigać przed imprezą? A potem pełno z tego śmieci. Proszek daje wiele korzyści. Idziesz do sklepu i bierzesz saszetki. Nikt nie wie, co kupujesz. Możesz chodzić tam codziennie i kasjerki nie będą cię miały za moczymordę. W domu wsypujesz do syfonu i doisz. Później nie musisz się martwić, że sąsiadka zobaczy cię, jak wynosisz te wszystkie butelki. Dziecko otworzy lodówkę i zapyta, czy jest cola, a ty się nie musisz przejmować, że powie, że to niesprawiedliwe, że ty masz piwo, a ono nie może dziś napić się coli.

W tym wszystkim szkoda tylko takich starych, pełnokrwistych meneli z tradycjami. Takich, którzy zbierali po osiedlu butelki, żeby je sprzedać w skupie i pod wieczór napić się z kolegami winka w parku. Zresztą, takich meneli już chyba nie ma. Teraz nikt już nie zbiera butelek. Obyczaje upadły. Prościej jest siedzieć pod sklepem z wyciągniętą ręką.

Piwo w proszku to dopiero początek. Później przyjdzie czas na inne produkty z branży. Wyobraźmy sobie wino. Już widziałem artykuły o tym, że nawet odrobina alkoholu szkodzi, nie ważne, w jakiej postaci. Wystarczy opublikować badania, według których winogrona są rakotwórcze, a uprawianie winnej latorośli zabija środowisko szybciej, niż wycinka amazońskiej puszczy. Potem trzeba wprowadzić zamiennik w postaci wina w proszku. Wyprodukowanego zgodnie ze wszystkimi rygorystycznymi normami, z minimalnym śladem węglowym, tak samo smacznego, tylko o wiele zdrowszego. Każdy może przynieść do domu saszetkę, wsypać do wody i rozkoszować się do woli. Gwarantuję wam, że szybko znajdą się tacy, którzy po smaku będą w stanie określić nie tylko rocznik, ale i skład gleby i nasłonecznienie stoku. A w miejscu winnic będzie można wybudować farmy białkowe. Tak samo, jak w miejsce hoteli, bo jak ludzie masowo przestaną tanio latać, to branżę turystyczną szlag trafi. A pomyślcie tylko, jak prosto zamienić na proszek wódkę, czy whisky, colę czy soki owocowe.

Nie chcę być złym prorokiem, ale kiedyś może przyjść czas na warzywa i owoce. Może się okazać, że są dla nas niezdrowe. Będą poważne badania, które to wszystko wyjaśnią. Pomyślcie tylko: po co sadzić ziemniaki, czy marchew? Po co zbierać, przerabiać i transportować? Czy nie jest łatwiej postawić w tym miejscu farmę białkową, które to zdrowe białko (będą poważne badania, które to wszystko udowodnią) można łatwo skleić, dosmaczyć i uformować w kotleta?

Nowy, wspaniały świat

Będziemy pić chemię i wdychać chemię. Będziemy ubierać się w dziadostwo i jeść chemikalia z talerzy wyprodukowanych ze śmieci. Siedząc na stołkach zrobionych z odpadów. Będziemy chorować i leczyć się chemią, a wszystko po to, abyśmy żyli krócej i umierali tuż przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Bo wtedy nie trzeba będzie wypłacać nam emerytur. Piwo w proszku nie jest żadnym problemem. Prawdziwymi problemami są ludzka głupota, naiwność i brak zdrowego rozsądku po jednej stronie, a chciwość i żądza władzy po drugiej.

Na koniec przytoczę jeszcze cytat ze wspomnianego artykułu. Pan Stefan Fritsche, dyrektor generalny browaru, powiedział: “Chcemy pełnego smaku piwa, dodając dwutlenek węgla i alkohol w proszku. Wszystko możemy zrobić przy użyciu proszku. I to jest fascynujące, że nam się udało”.

Fascynujące jest to, że głupców naprawdę siać nie trzeba.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak polubić coś, czego się nie lubi

Historia ta, jak wiele innych, zaczyna się od papieru toaletowego. No dobrze, może nie aż tak wiele historii zaczyna się w ten sposób, ale ta właśnie o tym będzie. Przynajmniej w jakimś stopniu. Jest wiele rodzajów papieru toaletowego. Mięciutkie jak jedwab albo te bardziej szorstkie, z poślizgiem lub bez, pachnące, gładkie lub wytłoczone, kolorowe, z nadrukami, grube, cienkie, wielowarstwowe. Nie ma sensu się w to zagłębiać a to, co kto lubi i dlaczego, niech pozostanie za zamkniętymi drzwiami łazienki. Dla mnie w tej chwili ważny jest inny podział, bardzo przyziemny. Zasadniczo bowiem papiery dzielą się na mięciutkie, rozkosznie pieszczące każdy zakamarek papiery typu “pupuś” i szorstkie, bezlitosne papiery typu “dragon”. Na marginesie wspomnę, że teraz prawdziwych “dragonów” już nie ma. Odeszły w niebyt razem z latami osiemdziesiątymi. A działo się wtedy... Czysty luksus Papier toaletowy był luksusem. Stało się po niego w ogromnych kolejkach, można było ewentualnie dostać go na przy

O komentarzach raz jeszcze

Internet jest cudownym miejscem dla tych, którzy pragną wyrazić swoją opinię. Jest znacznie lepszy niż taki na przykład Hyde Park, gdzie podobno każdy mógł mówić, co chciał, ale musiał to niestety robić z odsłoniętą przyłbicą. W internecie również komentujemy publicznie, ale bardzo często publika nas nie widzi. Stąd taka mania komentowania. Praktycznie wszędzie, co samo w sobie nie jest takie znowu złe, bo przecież interakcja z osobnikami tego samego gatunku opiera się również na swobodnej wymianie poglądów. Problem zaczyna się, gdy ktoś zaczyna używać komentarzy do nękania innych, na co ukuto nawet termin: „cyberbullying”. Wszyscy o tym wiedzą i każdy się z tym zetknął. Jedni mniej, inni bardziej boleśnie. Ja się z tym zazwyczaj nie stykam, bo zabawa w komentarze mnie po prostu nie bawi. Przyszła do mnie niedawno żona i zaczęła snuć opowieść. O tym, że coś tam przeczytała w internecie i że pod artykułem było sporo komentarzy. Zaczęła je czytać i zaniemówiła. To mniej więcej cały wstęp

Ofensywne ultimatum

Dnia 6 sierpnia 2024 armia ukraińska weszła na terytorium Rosji. W błyskawicznym i brawurowym ataku na przygraniczne tereny zajęła 1000 km kwadratowych i przejęła kontrolę nad kilkudziesięcioma miejscowościami obwodu kurskiego. W Rosji, zaskoczonej i upokorzonej, zapanował chaos. Media określają ukraińską akcję jako ofensywę. Doskonale zorganizowaną i tak tajną, że „ o planach Kijowa nie uprzedzono amerykańskich urzędników ”. Ukraińska ofensywa w obwodzie kurskim Zgromadzono spore siły w ludziach i sprzęcie. Cel operacji był jasny: „odwrócenie dynamiki wojny”. Ukraińcy weszli z przygranicznego obwodu sumskiego i pędzili przez Rosję, wchodząc jak nóż w masło. Wszystko przy użyciu sprzętu dostarczonego przez NATO. Po czym stanęli. W międzyczasie minęły dwa tygodnie. A oni stoją, prawie tak samo, jak stali. W polskich mediach czytamy o chaosie w Rosji. O nieprawdopodobnych stratach wroga, o tysiącach jeńców i o kolejnych miejscowościach wyzwalanych spod moskiewskiego jarzma. O fantastyczn

Diabeł zawsze tkwi w szczegółach

Jakiś czas temu polskie media obiegła wieść o tym, że na Ukrainie, na polu bitwy zginął Polak. 22-latek urodzony na Lubelszczyźnie nie miał szczęścia. Zginął dnia 13 lipca 2024 na osiedlu Dibrowa w rejonie siewierodonieckim w obwodzie ługańskim. Od jesieni 2023 był członkiem Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy. Ceremonia pogrzebowa odbyła się na Cmentarzu Bajkowa w Kijowie i była bardzo uroczysta. Odegrano hymny ukraiński i polski (w takiej kolejności). Były flagi i saluty, był ( cytując Interię ) „kapelan wojskowy, bracia wojskowi i obecny konsul RP w Kijowie Paweł Owad”. Padło wiele pięknych słów: Oddał życie za wolność Ukrainy. Oddał życie za wolność i sprawiedliwość. Nieoceniony wkład w walkę o cywilizowany i bezpieczny świat. Zapisze się złotymi literami w nowoczesnej historii wolnego demokratycznego świata. Tak czy inaczej, Tomasz Marcin Sękala zginął. To smutne. Tym bardziej smutne, że miał tylko 22 lata. Każda śmierć jest niepotrzebna i każda jest dla kogoś tr

Pocztówka z Chorwacji

Dzień dobry. Sporo nie pisałem, głównie dlatego, że mnie nie było. Teraz już jestem. Właśnie wróciłem z wakacji. Po raz kolejny dałem się skusić na chorwackie słońce, plażę i wszystko, co oferuje popularny kemping Zaton Holiday Resort. Czy te wakacje były równie udane co poprzednie? Przyznam, że niektóre rzeczy mnie zaskoczyły, a niektóre lekko rozczarowały. Jednak, jak to często bywa na wakacjach, liczy się ogólne wrażenie. Chciałem o tym trochę opowiedzieć. Nie dlatego, że muszę, ani tym bardziej że mi za to płacą. Spotkałem tam sporo Polaków, więc widzę, że kierunek wśród rodaków popularny. Może ktoś znajdzie i przeczyta. Wyrobi sobie opinię. Zaton Holiday Resort Zaton Holiday Resort to dziwny twór. Jest sklasyfikowany jako kemping. Trochę to mylące. Teren jest ogromny i w większości porośnięty piniowym lasem. Można tam wynająć drewniane domki letniskowe, można obozować pod sosnami, w kamperze lub namiocie i ogromna rzesza ludzi tak właśnie spędza tam wakacje. Wreszcie, można wynaj