Przejdź do głównej zawartości

Boże Narodzenie. Jak to pięknie brzmi

Choinka. Pasterka. Prezenty. Kolacja wigilijna. Boże Narodzenie. Przepiękne święta. Rodzinne i takie romantyczne. Kiedyś pełne trzeszczącego pod butami śniegu. Oto rodzi się Jezus, nasz Zbawiciel, który za mniej więcej cztery miesiące umrze na krzyżu. Przepiękna tradycja, która siedzi w nas, głęboko. I tylko od nas zależy, co z nią dalej zrobimy.

Idzie Boże Narodzenie. Czas coś na ten temat napisać. Nie dlatego, że trzeba. Raczej wypada. Otóż życzę wszystkim czytającym szczęśliwych świąt Bożego Narodzenia. Wszystkiego najlepszego w gronie rodziny i przyjaciół. Nie życzę wam pieniędzy, bo pieniądze rzecz nabyta. Życzę spokoju. I zdrowia. I karpia smacznego, bo tak się kiedyś w Polsce czasem życzyło. Niedługo może nie będzie można tak mówić, bo według myślenia niektórych tak zwanych homo sapiens, Boże Narodzenie sprowadza cierpienie na karpie. Mnie bardziej martwi, że przeważnie sprowadzamy cierpienie sami na siebie, a to tych karpiowych aktywistów jakoś nie martwi. Nie będę się tym teraz zajmował. Jadę na święta do domu. Cieszy mnie to. Ostatni raz spędziłem Boże Narodzenie z rodzicami w 2011.

Przygotowania

Jedziemy do Polski. Lot zaplanowany, 22 grudnia. Przez Wiedeń, spora przesiadka, ale inaczej z Belgradu się nie da. Już zacieram ręce, bo dawno nie byłem. Dzieci też się cieszą, bo w zasadzie nie wiedzą, gdzie jadą. Bliźniaki mają już prawie pięć lat, ale mój ojciec widział je tylko raz. Nie znają go, a chcą dziadka zobaczyć. Szykują się. Mój syn dziadków zna. Dla niego to inna wyprawa. Mam nadzieję, że ogra dziadka w szachy i spróbuje kilku babcinych potraw.

Mamy już prezenty. Dzielimy je sprytnie. Dziewczyny bardzo czekają na Mikołaja. Chcą na niego zapolować, gdy będzie schodził kominkiem do salonu. Nie mówię im, że na takich, którzy schodzą kominkiem do salonu, sam chętnie zapoluję.

Choinka będzie w domu rodziców, w Polsce. Bierzemy kilka prezentów. Coś, co można sprawnie przewieźć w obie strony. Resztę zostawimy tu, w Belgradzie, koło kominka. Jak wrócimy, będzie dla dzieci podwójne zaskoczenie.

Przed wyjazdem pojedziemy jeszcze na ulicę Kneza Mihaila, reprezentacyjną ulicę Belgradu, która dochodzi do samego parku Kalemegdan. Podobno jest o tej porze roku pięknie oświetlona, z mnóstwem atrakcji dla maluchów, ale też dla starszych, którzy nie przyjechali samochodem. Po powrocie, a wracamy dzień przed Sylwestrem, mamy jeszcze kilka atrakcji. “Zimska bajka” to świąteczne miasteczko, które będzie funkcjonowało przez miesiąc, czyli do 15 stycznia, żeby przy okazji zahaczyć prawosławne Boże Narodzenie, które w tym roku przypada na siódmy i ósmy stycznia.

Będzie się działo

Choinka będzie czekała, żeby dzieci ją ubrały. Użyją do tego celu bombek (czy też baniek, jak je nazywaliśmy), którymi ja ubierałem plastikową choinkę ponad czterdzieści lat temu. Zawieszą te same sople i małe mikołaje.

Wigilia będzie tradycyjna, czyli wszystkie te rzeczy, których moje dzieci nie jedzą. Znaczy te mniejsze, bo syn już próbował pierogów, choć wielkim fanem nie jest. Na pewno zje za to wigilijny żur, bo tę zupę akurat bardzo lubi. Wiele dzieci z pokolenia McDonalda nie gustuje w tradycyjnych polskich smakach, szczególnie tych konkretnie kwaśnych. Karpiem też nikogo nie skusisz, nie mówiąc już o naszym domowym unikacie, czyli sosie z rybich głów i podrobów(!) Ostatnio gdzieś czytałem, że ważne jest, aby dać dzieciom jeść, zanim się samemu zasiądzie do stołu. Obojętnie czym tam się żywią, niech sobie zjedzą i spokój. Wtedy starsi będą mogli spokojnie posiedzieć, bez tego całego biadolenia. Ja pamiętam, że jak mój syn był mały, to raz na kolację wigilijną dostał gotowane parówki, bo prawie nic innego wtedy nie jadał.

Dnia pierwszego też będzie różnie. Obiad zawsze był u nas festiwalem mięs. Osobiście nie jadam już tyle mięsa co kiedyś, ale dalej je lubię i nie przeszkadza mi, że krowy puszczając bąki, ocieplają mi klimat (bo i w rzeczy samej, jest to straszliwa bzdura). Syn na pewno wciągnie ziemniaki z mięsem i sosem, bo lubi, bliźniaczki nic ze stołu nie skubną, więc trzeba będzie im dać do zjedzenia “czysty” makaron, co pewnie wzbudzi krytyczne komentarze mojego ojca.

Będzie się działo. Dziadki nie spodziewają się takiego najazdu szarańczy. Nie wiedzą, na co się zgodzili. Takiego wrzasku i hałasu dawno pewnie nie przeżyli, zresztą, dziś wydaje mi się, że ja i moja siostra byliśmy jednak o wiele bardziej stonowani. Na pewno byliśmy o wiele ciszej i chyba bardziej słuchaliśmy tego, co nam robić kazali.

Budujemy wspomnienia

Dzieci pewnie niewiele z tego zapamiętają. Im człowiek starszy, tym wspomnienia z wczesnego dzieciństwa bardziej blakną. Ale nie to jest istotne. Ważne, że pozostaną zdjęcia, które można będzie sobie pooglądać. Że stworzymy kolejną porcję swoich własnych opowieści wigilijnych (podobnych do tego, o czym pisałem w “Opowieściach wigilijnych” rok temu). Ważne, że dziadki będą zadowolone, że zobaczyły wnuki. I mimo że pewnie przerazi ich to, co widzą i ogłuszy hałas, to przecież gdy wyjedziemy, będzie im tego w jakiś sposób brakowało. Fajnie jest spędzać czas z rodziną, pokazać swoim dzieciom, jak to jest. Spróbować budować więzi. Podobnie fajnie jest przekazywać dalej tradycje, w jakich się wyrosło. Co oni sobie z tym dalej zrobią, to już jest ich sprawa. Musimy się pogodzić, że nasze dzieci będą żyły po swojemu (“Bożonarodzeniowe impresje”). Że to, co stanowiło nasz świat, dla nich często będzie już tylko wyblakłą kalką. Kim jednak bylibyśmy, gdybyśmy świadomie próbowali ich od tego odciąć?

Uroczyste obchody

Kilka dni temu przeczytałem artykuł w Daily Mail. Było w nim o tym, że sugeruje się, aby tradycyjne pracownicze imprezy zamiast Christmas party, nazywać raczej “uroczystymi obchodami” (festive celebrations). Radzono też, aby powstrzymać się od spożywania na takich przyjęciach alkoholu, gdy choć jeden z uczestników nie pije. Oczywiście rząd nikomu nic nie nakazał. Zalecano, żeby managerowie w brytyjskich urzędach (w służbie cywilnej) sami dokonali wyboru, zgodnie z wprowadzonym wcześniej "pakietem wiary i przekonań", by uniknąć wykluczania czy urażania przedstawicieli innych wyznań.

Takie myślenie istnieje. I przebija się, niestety, coraz bardziej. W firmie, w której niegdyś pracowałem, był specyficzny trening. Nazywał się “Diversity and inclusion”. Mówił o tym, jak trzeba się zachowywać, żeby innych nie obrażać. I dobrze, bo niepotrzebnie i nieładnie jest kogoś obrażać. Niestety, trening skupiał się wyłącznie na jednej stronie. Nie mówił innym jak się zachowywać, żeby nie obrażać mnie. Teraz takich treningów jest już podobno więcej i wszystkie dotyczą tego samego. Mówią, żeby się dostosować do tych innych i tych odmiennych. Wielu z nich często jest przybyszami i gośćmi (czasami niespecjalnie dobrze widzianymi) w naszym własnym kraju. Żaden z tych treningów nie mówi o tym, żeby oni dostosowali się do nas, żeby szanowali zwyczaje autochtonów i ich nie obrażali. Oni takich treningów nie mają.

Nieprawdopodobne, azaliż prawdziwe

Ta nieprawdopodobna sytuacja zatacza coraz szersze kręgi. Wszystko zawsze zaczyna się powoli. Takie idee gdzieś się legną i potem pełzną powoli w górę i w górę, coraz wyżej. Wprowadza się je stopniowo, mącąc ludziom w głowach. Najpierw tylko sugerując, aż pewnego dnia stają się one prawem. I wtedy jest już za późno, już nic nie można zrobić. Bo wtedy ci inni już nie zadowolą się równością, czy tolerancją. Wtedy zaczną domagać się przywilejów. Pisałem kiedyś o tym, że może przyjść czas, gdy Boże Narodzenie zacznie kogoś obrażać (“Halloween kontra Wszystkich Świętych”). Naprawdę może się tak stać. Zaczyna się od szkoleń, od niewinnych, zakładowych imprez, a później przyjdzie kolej na choinki w supermarketach, czy placach miast. Na świąteczne dekoracje i festyny. Opamiętajmy się, dopóki jeszcze jest czas.

Tradycja

“No bo tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić, ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze! Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza! Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy”.

Miś, Stanisław Bareja


Jadę na święta do domu. Pokażę moim dzieciom, jak wygląda Boże Narodzenie. Opowiem, dlaczego się tak nazywa. Chcę, żeby spędziły ten czas w rodzinnym gronie, żeby widziały choinkę, pięknie przystrojone miasto i usiadły na kolanie Mikołaja. Nie wiem, w jakim świecie przyjdzie im żyć. Może będzie to świat zupełnie inny od naszego i bardzo niefajny, ale zawsze zostaną w nich wspomnienia i opowieści. I może pokażą kiedyś swoim dzieciom zdjęcia.

- Patrzcie. Tak to kiedyś wyglądało. To mój tata. Je karpia. To taka ryba. Teraz ryb już nie wolno jeść. A to się nazywało choinka. Pięknie udekorowane drzewo, prawda?
- A co to jest drzewo, tato?
- Zaraz ci opowiem, synku. Widzisz, kiedyś... 

Boże Narodzenie. Jak to ciągle pięknie brzmi. Cieszmy się tym brzmieniem.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kot też człowiek

Mam kota. Ponieważ ma on już 6 miesięcy, postanowiłem o nim znowu napisać. To bardziej wdzięczny temat od tego całego szajsu, który widzimy w mediach. Mam też wrażenie, że mały Lucjan jest bardziej inteligentny od większości polityków. Dlaczego tak myślę? Bo, mówiąc oględnie, nie sra tam, gdzie je. Zacznę tak: super jest mieć kota. Nie wiedziałem, że to taki fajny, mały stworek. Małe miałem doświadczenia z kotami. W domu zawsze był pies, tak u nas, jak i u dziadków na wsi. Zawsze myślałem, że wolę psy. Dalej je lubię, ale teraz wiem, że wolę koty. Mamy też w domu, jak już poprzednio mówiłem, królika, ale królik to zupełnie inna para kaloszy. Królik przy kocie to jak dekoracja. Jak ozdobna, plastikowa roślina. Chyba nawet nie wie, że żyje. Praktycznie wyłącznie oddycha, leży, je i robi pod siebie. Czasem głośno tupie. Szczerze powiedziawszy, to dałem się namówić na królika, bo myślałem, że one żyją około dwóch lat. Naprawdę tak myślałem. U mojego dziadka nigdy nie żyły dłużej. Siedziały...

Na Zachodzie, jak to mówią, bez zmian

Ameryka wybrała. Dnia 5 listopada AD 2024 Donald Trump pokonał Kamalę Harris w wyborach prezydenckich zdobywając 312 głosów elektorskich. Został tym samym 47 prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki, a że wcześniej był 45 prezydentem, to i cieszy się chłop podwójnie. Rozgrzewka przedwyborcza trwała w światowych mediach od dawna i mocno wszystkich wyczerpała. Wściekle atakowano Trumpa (często do wtóru dziwacznego rechotu pani Harris) i wyciągano wszelkie brudy, jednym słowem: jak zwykle. A teraz jest już po. Kurz opadł. Uspokoiło się wreszcie. Teraz wszyscy zastanawiają się, co dalej. Szczerze, kibicowałem Trumpowi. Widziałem, co robi ekipa dziadzi Bidena. Widziałem, w którą stronę pchają (i jego, i nas). Widziałem (po raz trzeci, tanio wyliczam, ale niech będzie), jak wdzięcznie skaczą koło nich polskie pieski. Ile nas to wszystko kosztowało, to wszyscy wiemy. Zmiana była konieczna. Czasami, gdy źle idzie, trzeba zmienić cokolwiek. Gdy ogłoszono wyniki, ucieszyłem się. Pomyślałem, oto ...

O Bestiach

Miałem napisać kilka rzeczy. Mniejszych, szybszych. Zbiera się tego ciągle, wystarczy radio rozkręcić i sypią się tematy. Głupota goni głupotę i już nie wiadomo, gdzie patrzeć, żeby trochę normalności złapać. Miałem napisać o dziwnym artykule pod tytułem „ Bestia pełznie do Białego Domu ”. Po zdjęciu (Putin ściska rękę Trumpowi) od razu wiedziałem, co to będzie. Zaciekawiło mnie trochę, że autor zaczyna od wiersza Yeatsa (co prawda cytując dość luźno wybrane fragmenty). Przeczytałem dwa razy. Rzadkiej urody głupoty. I tak sobie myślę, siedzi sobie jakiś pacan i pisze. O bestii pełzającej, o propagandzie Kremla. O sojuszu zawartym nad grobem Ukrainy. Nad jakim grobem, myślę sobie? Ukrainy już nie ma. Już była grobem, jak od Amerykanów pieniądze wzięła i zafundowała sobie majdan. Najpierw oligarchowie wszystko zagarnęli, a teraz wszystko wykupili zagraniczni. Nic już nie mają swojego. Nawet ziemia już nie należy do nich, tylko do wielkich korporacji. Trochę podobnie jak u nas. Kurcze, ty...

Łypacz Powszechny 6

Miało już nie być więcej Łypacza. Tematów niby mnóstwo, ale przecież nieładnie naśmiewać się z innych. Zwłaszcza z tych bardziej niezwykłych umysłowo, czy też może zwykłych inaczej. Albo po prostu najzwyklejszych. Z drugiej strony mówią, że głupców nie sieją, więc skoro ktoś nie wie, gdzie jego miejsce, to niech się liczy. Nazbierało się trochę starego materiału. Nie ma kiedy tego wszystkiego obrabiać. Oglądanie i czytanie tego, co człowieka osacza byłoby robotą na pełny etat. Tego niestety zrobić się nie da. Czasem trzeba normalnie pożyć. Zrobić dzieciom kotleta, czy naleśniki. Iść na spacer. Takie tam. Zaczynamy. Na początek z przytupem. „Wall Street Journal” podsumowuje dwa i pół roku wojny na dalekim wschodzie Ukrainy, publikując bilans strat w ludziach. Ukraińcy od razu zareagowali, bo oni bezbłędnie reagują na takie rzeczy. Napisali, że to mocno przesadzone, bo w ciągu ostatnich dwóch lat zarejestrowali około 19 tysięcy zgonów. Cóż, gdyby od samego początku rzetelnie zbierali swo...

Punkt siedzenia

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Stare, ale jakże prawdziwe. Chyba nigdy jako gatunek, od tego nie uciekniemy. A szkoda. Świat mógłby stać się o wiele piękniejszy. Oto artykuł o „terrorystycznym ataku” na terytorium Rosji. Wynika z niego, że Rosja uważa atak na obwód Kurski za akt terroryzmu. W dodatku rosyjski „dyplomata podkreśla, że Kijów najechał rosyjskie terytorium absolutnie świadomie”. A jak miał najechać? Nieświadomie? Rosja w odpowiedzi „podejmuje wszelkie działania, żeby ukarać agresora”. Sami zaatakowali Ukrainę. Weszli na jej terytorium. Nie ważne, jaka była geneza konfliktu. Jaka motywacja. Zaatakowali. Też są agresorem. Podobnie jest na Bliskim Wschodzie. Najpierw Hamas przeprowadził terrorystyczny atak. Zabijał cywilów. I to było złe. W odpowiedzi Izrael bombarduje Gazę. Zabija cywilów. I to jest, według Izraela, dobre. Palestyńczycy uważają to za ludobójstwo. A całkiem niedawno Izrael przeprowadził atak na członków Hezbollahu, w którym eksplodowały pagery, z...