Przejdź do głównej zawartości

O wojnie słów kilka

Dzień dobry po dłuższej nieobecności. Obiecywałem poprawę, ale póki co, niewiele z niej wyszło. Cóż, wypada obiecać kolejną i mieć nadzieję na lepsze jutro. Miałem napisać fajny kawałek o przeprowadzce, a tu wojna. Wychodzi, że wypada napisać najpierw o wojnie.

Rosja zaatakowała Ukrainę. Jesteśmy świadkami inwazji na pełną skalę. Niektórzy się tego spodziewali, ja nie do końca. Kilka tygodni machania szabelką i srożenia się przy granicach Ukrainy przekonało mnie, że nic się nie stanie. Nie tak zaczyna się wojnę (“Nad Bałtykiem rozpostarli swoje skrzydła ludzie z Marsa, atakować w taki sposób to jest jedna wielka farsa”). Po co dawać przeciwnikowi czas na dozbrojenie, na przygotowania? Znacznie lepiej ogłosić oficjalne manewry przy granicy, uzbroić kogo trzeba i napaść z nienacka. Dlaczego ktoś miałby kusić los i prowokować nieładne dyskusje na międzynarodowym forum? Putin w końcu zaczął wojnę. Zaskoczył wielu i zaśmiał się w nos dokładnie wszystkim.

24 lutego 2022

Inwazja zaczęła się we wczesnych godzinach rannych. Powiem wam, jak wyglądały moje własne, wczesne godziny ranne tego samego dnia.
Obudziłem się o 6:40. Rutyna. Umyć zęby, rozkleić oczy. Szybka kawa, przygotować dzieci do szkoły. Wszystko co do minuty, wyjść na czas, oddać na czas. Bliźniaki dodane o ósmej, potem dwadzieścia minut marszu do drugiej szkoły, żeby odstawić starszego. W domu już luzik. Nastawiam radio, smażę jajecznicę na śniadanie. Potem otwieram komputer, żeby zacząć coś robić. Czytam o wojnie. Nie wierzę własnym oczom. Po co ktoś miałby coś takiego robić? Komu to potrzebne? Kto na tym zyska?
Dokładnie o 14:40 wychodzę z domu. Odbieram syna, potem razem odbieramy córki. Wieczorem znowu rutyna. Kolacja, głupoty i spać. Śpimy spokojnie, a drugiego dnia budzimy się uśmiechnięci i wypoczęci do takiej samej zwyczajowej rutyny.
Wojna toczy się gdzieś tam, niby obok, ale jednak daleko. Słyszymy o niej i czytamy o niej. Wspieramy myślami tych, którzy walczą i cieszy nas, że świat jednoczy się przeciwko agresorowi. Ale tak naprawdę, to każda wojna najbardziej obchodzi tych, których bezpośrednio dotyczy.

Kogo obchodzi wojna na Ukrainie 

Wojna Rosyjsko-Ukraińska najbardziej obchodzi Ukrainę, bo na jej terytorium się toczy. Tam spadają bomby i giną ludzie. Świat zachodni zawszę będzie się interesował, tym bardziej intensywnie, im dalej wojna jest od jego własnych granic. Pomoc została wysłana. Berlin zezwoli Estonii przekazać Ukrainie dziewięć haubic z zapasów byłego NRD. Międzynarodowy konglomerat hackerów blokuje rosyjskie strony i kradnie dane. Sankcje wkrótce wejdą w życie, odłączy się banki, zablokuje loty. Rosyjski dyrygent nie wystąpi i nawet Lewandowski założył na mecz z Frankfurtem opaskę w barwach Ukrainy. NATO oczywiście nie wyśle żołnierzy, bo Putin w swoim orędziu wyraźnie zaznaczył, że jest gotowy na każde rozwiązanie. Nikt za Ukrainę ginąć nie zamierza. Ludzie malują kredkami chodniki, wywieszają flagi. Zbiera się sprzęt strażacki i artykuły pierwszej pomocy.
Polakom nie podoba się ta cała awantura. Niby daleko, ale jednak za blisko. Jesteśmy bezpieczni, bo chroni nas Pakt, a tylko kompletny kretyn ryzykowałby wojnę na skalę globalną. Bardziej przerażają nas setki tysięcy wojennych uchodźców, którym musimy udzielić bratniej pomocy. Strach pomyśleć, kto ucieknie pod tak zwanym pretekstem, a ilu zapomni dokumentów. Spokojnie panowie, to tylko na chwilę. Oni nie planują zatrzymać się u nas na dłużej. Ich celem jest “zachodni” Zachód. Takie na przykład UK. Borys bardzo ich wspiera, a jego wyborcy już marudzą, że znowu trzeba kogoś przyjmować, a przecież im samym jest coraz ciężej.

Co o wojnie myślą Rosjanie

Co ciekawe, wojna niespecjalnie interesuje przeciętnego Rosjanina, przynajmniej tak długo, jak długo rakiety nie zaczną spadać na Plac Czerwony. Tak naprawdę jedyni zaangażowani to ci, którzy akurat mają synów w wojsku. Rosyjskie media, kontrolowane przez rząd, są od lat doskonałym narzędziem używanym do prania mózgu każdego przeciętnego Iwana czy Stiopy. Bo w co ludzie wierzą? W to, co widzą w telewizorze, szczególnie jeśli jest on marki Rubin. Putin zwraca się do narodu szczerze i w bardzo prostych słowach. Mówi o tym, że w 1990 Zachód obiecał, że nie rozszerzy NATO ani o cal na wschód. I od tego czasu Rosja była świadkiem pięciu etapów rozszerzenia Paktu Północnoatlantyckiego. Czyli co? Rosję okłamano.
Tak myśli w Rosji wielu. To Zachód przyniósł realne zagrożenie na próg Mateczki Rosji. Wojna z Ukrainą to nie jest żadna inwazja. To wojna obronna. Rosja zaatakowała niepodległy kraj, bo musi się bronić, sprowokowana, bo przecież wszyscy wiedzą, że Rosjanie są pokojowym narodem. Wiedzą to Afgańczycy, Czeczeni i Gruzini. Przekonali się o tym także Ukraińcy w 2014. Polacy wiedzieli to od zawsze. Ja też to wiedziałem, bo przecież oglądałem za młodu “Czterej pancerni i pies” i chodziłem na pierwszomajowe demonstracje. Każdy w Polsce wie, że Rosjanie to nasi bracia. Zawsze będziemy to wiedzieć. Teraz wszystkie sankcje, które spadną na Rosję, dodatkowo pognębią jej mieszkańców. I kto będzie winny? Przecież nie Putin, tylko zgniły Zachód.

Kolejna wojna 

Rosjanie atakują Kijów. Ukraina się broni. Giną ludzie.
Wszystko co wiem o tej wojnie, pochodzi z internetowych wpisów, które są w pełni kontrolowane przez moderatorów. Dla większości artykułów zablokowano komentarze. I dobrze, bo debili nie brakuje i każdy pisze, co tylko chce. Prezydent Ukrainy spędza wiele czasu na telefonie, bo tweetuje niemalże bez przerwy. To taki nowoczesny sposób podtrzymania ludzi na duchu.
Ja idę spać. Jutro wstanę o 6:40, żeby zaprowadzić dzieci do szkoły. Dla mnie to będzie normalny dzień, tak samo jak dla reszty Europy. Nastawię czajnik, zaparzę kawę i spokojnie usiądę przed komputerem.
Ile takich wojen już przeżyłem?

Konflikty zbrojne ostatnich lat 

Zachęcam do wyszukania listy konfliktów w Europie w XX i XXI wieku. Potem, po godzinach pasjonującej lektury, można spojrzeć na resztę świata. Lista jest imponująca. Świadczy dobitnie o tym, że mimo iż mamy się za najbardziej rozwiniętych cywilizacyjnie, to jednak niedaleko uciekliśmy od średniowiecza.
Powiem szczerze, że większości z wylistowanych konfliktów nie pamiętam, jeśli ogóle kiedykolwiek o nich słyszałem. Skupię się na tych najbardziej istotnych, które jakoś w głowie utkwiły.
Wojna afgańska, zwana też Radziecką interwencją w Afganistanie. Ciągnęło się toto przez całe lata osiemdziesiąte. Każdy wiedział, że Ruskie walczą w Afganistanie i że dostają tam od Mudżahedinów po dupie. Bawiło nas to, tak samo jak oglądanie Rambo III, ale niespecjalnie interesowało. Byłem wtedy nastolatkiem. Miałem ważniejsze sprawy na głowie.
Wojna w Zatoce. To coś było krótkie, ale i tak każdy się cieszył, że Amerykanie zlali Saddama, bo przecież chodziło tu tylko i wyłącznie o udzielenie bratniej pomocy napadniętemu Kuwejtowi. Ja miałem 18 lat i pryszcze na twarzy. Mogłem już oficjalnie pić piwo w barze i w ogóle miałem ważniejsze sprawy na głowie, zwłaszcza że konflikt ten zbiegł się w czasie z wojną w Rwandzie, która trwała trochę dłużej i była o wiele bardziej malownicza. Niestety, była też bardzo daleko i mimo, że niezmiernie krwawa, musiała szybko ustąpić miejsca wojnom jugosłowiańskim, które, nie mniej krwawe, były przecież o wiele bliżej. Osobiście wiedziałem, że gdzieś tam giną ludzie, ale miałem na głowie maturę a potem wyjazd na studiach, a tam wiadomo… Nie takie rzeczy się dzieją. Nie pamiętam co dokładnie robiłem w czasie masakr w Bośni a potem w Kosowie, ale pewnie piłem piwo na Polach Mokotowskich. Co jeszcze zostało? Przewlekła wojna w Afganistanie, przepleciona z wojną w Iraku, to już najnowsze dzieje, gdzie Grzegorz pracuje, pije piwo i zajmuje się swoimi sprawami. W międzyczasie były tam jeszcze jakieś awantury w Czeczenii, Gruzji i Górskim Karabachu, ale oni tam zawsze się między sobą prali, kto by to wszystko spamiętał.
I co? Brzmi to cynicznie?
Pewnie, że tak. W dodatku jest prawdziwe, bo tak samo było z każdym z was. Wojny wojnami, a życie po prostu się toczy. Dopóki bomby spadają na podwórko sąsiada, to owszem, interesujemy się a nawet czasami współczujemy, ale w końcu wszystko powszednieje i staje się tylko jeszcze jednym newsem w telewizji śniadaniowej.

Putin to zbrodniarz i bandyta

Człowiek szalony, bo tylko szaleńcy wywołują wojny. W imię własnej, chorej ambicji wyśle na śmierć młodych ludzi. Każe im strzelać do innych młodych ludzi i zrzucać bomby na dzieci. Nikt nie wie, po co. Przecież każdy rozsądny człowiek raczej oddałby Ukrainę, niż ją próbował wcielać we własne granice. Tam niczego interesującego nie ma, nawet jej mieszkańcy patrzą tylko jak czmychnąć na zachód. Putin to wariat, który nie dba o własny naród. W Rosji bieda aż piszczy. Przeciętny Rosjanin jada na co dzień gorzej, niż pies moich rodziców, który nigdy nie schodził poniżej kanapki ze świeżym baleronem. A on pcha ludzi do wojny. Zajmie dla siebie ostatni kawałek Europy, który jeszcze do nikogo nie należy i wtedy będzie musiał poprzestać, bo będzie graniczył z NATO. Czy poprzestanie? Nikt nie wie, jak daleko sięga ambicja tego chorego człowieka. Przeczytałem kiedyś komentarz pod jakimś artykułem. Jego autor stwierdził, że Putin ma już 70 lat i jest jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Na niczym mu już nie zależy, tylko na tym, żeby wejść do historii. Coś w tym jest. Bezkarnie kpi sobie z całego świata, bo wie, że mądrzejszy głupiemu ustępuje. Czy zaryzykowałby zagładę całego świata po to, żeby odcisnąć się na kartach historii? Historii, której prawdopodobnie nie miałby już kto spisać?

Czy wystarczy nam wszystkim czasu 

Andrzej Sapkowski w którymś z tomów trylogii husyckiej, nie pomnę w którym, mówi, że mądry człowiek siądzie na brzegu rzeki i zaczeka, bo trup jego wroga prędzej czy później nią popłynie. Putin ma już 70 lat. Już mu, jak to mówią, bliżej niż dalej. Siądźmy na brzegu rzeki i zaczekajmy. Mam nadzieję, że starczy nam czasu. Nie wiadomo tylko, czy starczy nam czasu, aż przepłyną wszyscy inni. Ci, którzy wywołują wojny i każą nam w nich walczyć. A jest ich sporo. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak polubić coś, czego się nie lubi

Historia ta, jak wiele innych, zaczyna się od papieru toaletowego. No dobrze, może nie aż tak wiele historii zaczyna się w ten sposób, ale ta właśnie o tym będzie. Przynajmniej w jakimś stopniu. Jest wiele rodzajów papieru toaletowego. Mięciutkie jak jedwab albo te bardziej szorstkie, z poślizgiem lub bez, pachnące, gładkie lub wytłoczone, kolorowe, z nadrukami, grube, cienkie, wielowarstwowe. Nie ma sensu się w to zagłębiać a to, co kto lubi i dlaczego, niech pozostanie za zamkniętymi drzwiami łazienki. Dla mnie w tej chwili ważny jest inny podział, bardzo przyziemny. Zasadniczo bowiem papiery dzielą się na mięciutkie, rozkosznie pieszczące każdy zakamarek papiery typu “pupuś” i szorstkie, bezlitosne papiery typu “dragon”. Na marginesie wspomnę, że teraz prawdziwych “dragonów” już nie ma. Odeszły w niebyt razem z latami osiemdziesiątymi. A działo się wtedy... Czysty luksus Papier toaletowy był luksusem. Stało się po niego w ogromnych kolejkach, można było ewentualnie dostać go na przy

O komentarzach raz jeszcze

Internet jest cudownym miejscem dla tych, którzy pragną wyrazić swoją opinię. Jest znacznie lepszy niż taki na przykład Hyde Park, gdzie podobno każdy mógł mówić, co chciał, ale musiał to niestety robić z odsłoniętą przyłbicą. W internecie również komentujemy publicznie, ale bardzo często publika nas nie widzi. Stąd taka mania komentowania. Praktycznie wszędzie, co samo w sobie nie jest takie znowu złe, bo przecież interakcja z osobnikami tego samego gatunku opiera się również na swobodnej wymianie poglądów. Problem zaczyna się, gdy ktoś zaczyna używać komentarzy do nękania innych, na co ukuto nawet termin: „cyberbullying”. Wszyscy o tym wiedzą i każdy się z tym zetknął. Jedni mniej, inni bardziej boleśnie. Ja się z tym zazwyczaj nie stykam, bo zabawa w komentarze mnie po prostu nie bawi. Przyszła do mnie niedawno żona i zaczęła snuć opowieść. O tym, że coś tam przeczytała w internecie i że pod artykułem było sporo komentarzy. Zaczęła je czytać i zaniemówiła. To mniej więcej cały wstęp

Ofensywne ultimatum

Dnia 6 sierpnia 2024 armia ukraińska weszła na terytorium Rosji. W błyskawicznym i brawurowym ataku na przygraniczne tereny zajęła 1000 km kwadratowych i przejęła kontrolę nad kilkudziesięcioma miejscowościami obwodu kurskiego. W Rosji, zaskoczonej i upokorzonej, zapanował chaos. Media określają ukraińską akcję jako ofensywę. Doskonale zorganizowaną i tak tajną, że „ o planach Kijowa nie uprzedzono amerykańskich urzędników ”. Ukraińska ofensywa w obwodzie kurskim Zgromadzono spore siły w ludziach i sprzęcie. Cel operacji był jasny: „odwrócenie dynamiki wojny”. Ukraińcy weszli z przygranicznego obwodu sumskiego i pędzili przez Rosję, wchodząc jak nóż w masło. Wszystko przy użyciu sprzętu dostarczonego przez NATO. Po czym stanęli. W międzyczasie minęły dwa tygodnie. A oni stoją, prawie tak samo, jak stali. W polskich mediach czytamy o chaosie w Rosji. O nieprawdopodobnych stratach wroga, o tysiącach jeńców i o kolejnych miejscowościach wyzwalanych spod moskiewskiego jarzma. O fantastyczn

Diabeł zawsze tkwi w szczegółach

Jakiś czas temu polskie media obiegła wieść o tym, że na Ukrainie, na polu bitwy zginął Polak. 22-latek urodzony na Lubelszczyźnie nie miał szczęścia. Zginął dnia 13 lipca 2024 na osiedlu Dibrowa w rejonie siewierodonieckim w obwodzie ługańskim. Od jesieni 2023 był członkiem Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy. Ceremonia pogrzebowa odbyła się na Cmentarzu Bajkowa w Kijowie i była bardzo uroczysta. Odegrano hymny ukraiński i polski (w takiej kolejności). Były flagi i saluty, był ( cytując Interię ) „kapelan wojskowy, bracia wojskowi i obecny konsul RP w Kijowie Paweł Owad”. Padło wiele pięknych słów: Oddał życie za wolność Ukrainy. Oddał życie za wolność i sprawiedliwość. Nieoceniony wkład w walkę o cywilizowany i bezpieczny świat. Zapisze się złotymi literami w nowoczesnej historii wolnego demokratycznego świata. Tak czy inaczej, Tomasz Marcin Sękala zginął. To smutne. Tym bardziej smutne, że miał tylko 22 lata. Każda śmierć jest niepotrzebna i każda jest dla kogoś tr

Pocztówka z Chorwacji

Dzień dobry. Sporo nie pisałem, głównie dlatego, że mnie nie było. Teraz już jestem. Właśnie wróciłem z wakacji. Po raz kolejny dałem się skusić na chorwackie słońce, plażę i wszystko, co oferuje popularny kemping Zaton Holiday Resort. Czy te wakacje były równie udane co poprzednie? Przyznam, że niektóre rzeczy mnie zaskoczyły, a niektóre lekko rozczarowały. Jednak, jak to często bywa na wakacjach, liczy się ogólne wrażenie. Chciałem o tym trochę opowiedzieć. Nie dlatego, że muszę, ani tym bardziej że mi za to płacą. Spotkałem tam sporo Polaków, więc widzę, że kierunek wśród rodaków popularny. Może ktoś znajdzie i przeczyta. Wyrobi sobie opinię. Zaton Holiday Resort Zaton Holiday Resort to dziwny twór. Jest sklasyfikowany jako kemping. Trochę to mylące. Teren jest ogromny i w większości porośnięty piniowym lasem. Można tam wynająć drewniane domki letniskowe, można obozować pod sosnami, w kamperze lub namiocie i ogromna rzesza ludzi tak właśnie spędza tam wakacje. Wreszcie, można wynaj